czwartek, 1 sierpnia 2013

14. Miałeś pytanie. Jakie??

Słońce leniwie wspinało się po niebie. Skorpius szedł brzegiem jeziora. Usłyszał cichutki szloch. Poszedł w tamtą stronę. Przy brzegu znalazł czerwono-włosom piękność. Siedziała skulona z podciągniętymi kolanami do brody. Cicho podszedł i usiadł koło niej. Delikatnie założył jej włosy za ucho. Dziewczyna nawet nie drgnęła, zaczęła jedynie mocniej płakać. Skorpius objął ją ramieniem i przybliżył do siebie. Gryffonka wtuliła się w niego.
- Wszystko będzie dobrze Rosie… - Powiedział troskliwie.
- Scor… nic nie będzie…
- Ciii… - Przerwał jej – Wszystko się ułoży. Nie myśl o tym teraz. – Rose mocniej się w niego wtuliła. Chłopak zaczął gładzić ją po włosach. Czuł się jak by miał wszystko. Czuł…

- Wstawaj! Już późno!
- Ashton??
- Nie, dobra wróżka. No jasne, że ja, a kto inny!
- Nikt…
- Wstawaj, zaraz śniadanie, a jutro wielkie wydarzenie!
- Weekend??
-Nie! Olimpiada!
- I tak nie mogę grać…
- Ale masz pewność, że wygracie.
- Co ty masz taki dobry humor od rana??
- Nie mam pojęcia stary, ale co tam! Ważne, że jest! – Skorpius pokręcił głową. Wstał z łóżka i skierował się w stronę łazienki.     

******

Rose otworzyła leniwie oczy, ___________________________________________________________________________________________________. Czuła się już o wiele lepiej. „Może za ostro potraktowałam Malfoya?” „Nie! Zasłużył na to!” Kłóciła się w myślach. Zrezygnowana wstała i poszła do łazienki. Po 15 minutach wyszła odświeżona, ubrana i uczesana. Spojrzała smutno na puste łóżko Anabelle. Postanowiła odwiedzić ją po lekcjach. Gdy przechodziła przez Pokój Wspólny zatrzymał ją James.
- Musimy dzisiaj zrobić trening. Już jutro olimpiada.
- Bez obaw uda nam się. – Powiedziała sztucznie wiedząc, że musi przegrać ten mecz.
- Na pewno! Przecież mamy ciebie i oczywiście mnie. – Uśmiechnął się zalotnie.
- Fuu… Jestem twoją kuzynką! – Zaczęli się śmiać. Czuła się wspaniale. Gdy odchodziła James złapał ją za rękę i odwrócił.
- Rosie… Przepraszam. – Powiedział szeptem.
- Co? Chyba cię nie usłyszałam. – Uśmiechnęła się złośliwie.
- Przepraszam. – Powiedział głośniej. Podszedł do kuzynki i przytulił ją. W tle można było wyraźnie usłyszeć „oooo” na co kuzynostwo zaczęło się śmiać.
- Idziesz na śniadanie??
- Nie dzięki, nie jestem głodna.
- Ok. To widzimy się na treningu. – Ruda wyszła na korytarz i okrężną drogą powędrowała pod salę do transmutacji. Po drodze spotkała Lucasa. Jej szczęście szybko prysło.
- Rosie. – Powiedział z wielką ekscytacją.
- Lucas. – Powiedziała znudzona.
- Wiem, że możesz być zła za wczoraj, ale odpowiedz mi na jedno pytanie. Bym zapomniał najpierw prezent. – Wyciągnął w jej stronę spore pudełko ładnie zapakowane.
- Co to?? – Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Zobaczysz.
- Miałeś pytanie. Jakie??
- Pójdziesz ze mną na bal?? Nie każę odpowiadać ci teraz. – Powiedział szybko. – Odpowiedz mi na kolacji, ok??
- Dobrze. – Ruda odwróciła się na pięcie i poszła zanieść podarunek do dormitorium. Odłożyła paczkę na łóżku „ Po lekcjach zobaczę” i skierowała się jak najkrótszą drogą na lekcje.

*****



- Anabelle wstawaj.
- Babcia?? Co tu robisz??
- Zabieram cię do domu.
- Ale jak to?? Czuję się już lepiej.
- Wyjaśnię ci wszystko na miejscu. Idziemy.
- Dobrze tylko się spakuję i powiem Rose…
- Nie ma czasu! Idziemy teraz.
- Daj mi się chociaż przebrać z pidżamy.
- Szybko. – Po 5 minutach An wyszła już ubrana zabrała swoje rzeczy i poszła za babcią do wyjścia.
- Profesor McGonagall wie??
- Tak, poinformowałam ją o tym. – Blondynka chciała napisać sms z wyjaśnieniami do przyjaciółki, ale po całej nocy przeglądania stron z ciuchami bateria jej padła.
- Mogę na sekundę wrócić się po ładowarkę?? Pliska…
- Nie. Idziemy. – Wyszły poza mury Hogwartu. – Złap mnie za rękę. – An chwyciła rękę swojej babci i teleportowały się na ciemną i nieprzyjemną ulicę.
- Babciu, gdzie jesteśmy.
- W tymczasowym schronieniu. Zostaniemy tu przez tydzień. – Skierowały się w stronę najmniej rozwalającego się domu. – To jest twój nowy dom na ten czas.
- Imponujący. – Powiedziała szeptem i weszła do domu (czyt. Ruiny).