niedziela, 29 września 2013

18. Polowanie czas zacząć.

Przez myśli Rose przechodziło cały czas jedno zdanie „Jesteś dla niego tylko wyzwaniem”. Nie rozumiała jak mogła się tak podejść temu Ślizgonowi. Nie była dumna z tego co zrobiła. Miała wspaniałego chłopaka i nie zamierzała tego zaprzepaścić przez jakiegoś Malfoya. Postanowiła go unikać. Nie mieć z nim żadnego kontaktu, a szczególnie fizycznego. Uśmiechnęła się lekko na myśl o ich wczorajszym pocałunku, ale szybko się skarciła za to. Nie miała ochoty na jakiekolwiek jedzenie. Wstała z łóżka i poszła pod prysznic. Siedziała tam około godziny. Ubrana była w szare legginsy, białą bluzkę i kremowy luźny sweterek. Włosy związała w wysoki kucyk. Wzięła z szafki kilka pergaminów pokrowiec z okularami i pióro. Skierowała się do biblioteki. Miała do napisania esej z eliksirów i zielarstwa, i musiała nauczyć się na sprawdzian z transmutacji. Usiadła przy najdalej położonym stoliku od drzwi. Zostawiła na nim swoje rzeczy i poszła po książki jej potrzebne. Przechadzała się pomiędzy półkami około 10 minut. Gdy wyłożyła wszystkie, stół był cały zawalony. Sięgnęła po pierwszą, założyła okulary i zaczęła pisać esej z eliksirów. Po 3 godzinach miała dość jakiejkolwiek nauki przez najbliższy miesiąc. Odłożyła książki wzięła pergaminy i pióro. Poszła w stronę wyjścia. Skierowała się w stronę dormitorium. Przy schodach zobaczyła swoją kuzynkę i Malfoya całujących się. Zrobiło jej się nie dobrze na ten widok. Gdy tylko Ślizgon ją zobaczył, szybko pobiegła po schodach na górę. Skorpius szepnął coś do Lilly, pocałował ją i ruszył za rudą. Dogonił ją na pół piętrze.
- Weasley stój! - Rose ignorowała go i przyśpieszyła. - Musimy porozmawiać! Stój, no! - Rose zatrzymała się i odwróciła. Ślizgon uśmiechnął się uwodzicielsko. - Wyglądasz słodko w tych okularach. - Ruda tylko spiorunowała go spojrzeniem.
- Czego chcesz?
- Pogadać.
- O czym?
- O naszym wczorajszym pocałunku. Wiesz, nikt nie może wiedzieć.
- No tak Malfoy i Weasley twoja reputacja mocno by spadła.
- Wiesz o co mi chodzi. Nikt nie może się po prostu dowiedzieć.
- Dobra. Zrobimy tak, nie powiemy nikomu. Nadal będę cię nienawidzić. Nie będziemy się do siebie odzywać, będziemy się unikać. Zapomnimy, że istniejemy dla siebie nawzajem. - Odwróciła się i popędziła do pokoju wspólnego, nie czekając na jego reakcje. Rzuciła swoje rzeczy na łóżko i spojrzała na telefon. Miała jedną nie odsłuchaną wiadomość głosową. Szybko ją odsłuchała. ~Hej Rosie, to ja An. Przepraszam, że miałam wyłączony telefon. Nie wzięłam ze sobą ładowarki. U mnie wszystko w porządku. Jestem z babcią. Wracam za tydzień i masz mi wszystko opowiedzieć z każdym najdrobniejszym szczegółem. Wszystko ci wytłumaczę jak wrócę. Tęsknie.~ Rose ulżyło. Wiedziała, że jej przyjaciółce nic nie jest i że zobaczą się już za tydzień. Siedziała w dormitorium, gdy wpadł do niej James.
- Gdzie Lilly??
- Nauczysz się kiedyś pukać?! - James zapukał w drzwi.
- Gdzie Lilly??
- Nie wiem. Wyglądam jak jej opiekunka??
- Jej koleżanki powiedziały mi, że jest w dormitorium, a jej współlokatorki, że jest u ciebie. O co chodzi?
- Poszukaj jej na korytarzu z jej nowym chłopakiem. - James wyszedł i trzasnął drzwiami. - Nie trzaskaj! Ugh!

***************

James nie musiał długo szukać. Pod wielką salą zauważył swoją siostrę i MALFOYA?!
- Lilly! Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz?!
- James nie unoś się.
- Spadaj stąd Potter.
- Zamknij tą Ślizgońską jadaczkę Malfoy, bo pożałujesz!
- Dam sobie rade Skor... Idź. - Skorpius odszedł w stronę lochów.
- Co ty kombinujesz Lilly?
- Nie interesowałam cię przez tyle lat więc nie interesuj się mną teraz.
- Ty i Malfoy?!
- To takie dziwne??
- Tak!
- Nie jesteś moim ojcem James! Więc nie mów mi z kim mam być, a kogo unikać! Ja ci nie mówię kto ma być twoją dziewczyną! Zajmij się wreszcie sobą, a nie wtrącasz się w życie innych! - Lilly odeszła od niego i skierowała się w stronę lochów.

****************************


Rose nie miała ochoty w tak piękny dzień siedzieć w pokoju, więc wyszła na błonia. Usiadła pod jej ulubionym drzewem w cieniu. Lubiła tu posiedzieć i pomyśleć. Wierzba znajdowało się z dala od hałasów. Jej długie gałęzie, aż do ziemi zakrywały rudą. Wtedy odcinała się od wszystkich. Oparła głowę o pień i przymknęła lekko oczy. Wsłuchiwała się w szum wiatru, śpiewające ptaki. Nagle poczuła, że ktoś ją objął. Otworzyła delikatnie oczy. Zobaczyła Lucasa.
- Ciiii. - Uśmiechnął się do niej. Poczuła lekkie zawiedzenie, gdy go zobaczyła, ale odwzajemniła uśmiech i oparła o niego głowę.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem? - Szepnęła.
- Widziałem jak tu idziesz.
- Chciałam pobyć sama...
- Czemu wczoraj to zrobiłaś??
- Ale co??
- Nie udawaj, że nie wiesz Rose.
- Przypadek... Niezdara ze mnie...
- Nie kłam...
- Nie kłamie...
- Co ci takiego zrobiła Sasha?? - Jego ton był bardziej stanowczy.
- Nie twój interes...
- Mój.
- Nie.
- Chodzi o moją przyjaciółkę. - Ich rozmowa przemieniła się w kłótnię
- Pamiętaj, że też o dziewczynę.
- To ona jest tu ofiarą nie ty.
- Polowanie czas zacząć. - Zaśmiała się.
- To nie jest zabawne!
- Dla mnie tak.
- Nie poznaję cię!
- Może w ogóle mnie nie znasz? - Rose była już wyprowadzona z równowagi.
- Jesteś zazdrosna?
- Nie mam o co być...
- Co?
- Spojrzała na niego pewnie. Nie mam o co być... - Lucas popatrzył na nią z niedowierzaniem. Wstał i poszedł w stronę zamku. Rose znowu oparła głowę o pień i przymknęła oczy. Przyszła tu by mieć spokój, a nie po to by kłócić się z Lucasem. Ciężko było jej nazwać go swoim chłopakiem. Nie czuła tego co wcześniej. Czuła, że się od siebie oddalają, ale... nie żałowała tego. Siedziała tam cały dzień. Nie była dzisiaj na ani jednym posiłku. Nie miała na nic ochoty. Chciała zostać tu na zawsze, bez zmartwień. Otworzyła lekko oczy. Było już ciemno. Znowu je zamknęła i wsłuchiwała się w wiatr i huczące sowy. Usłyszała szelest liści jak by ktoś odsunął gałęzie. Ktoś usiadł koło rudej.
- Mówiłam ci Lucas, że chciałam posiedzieć sama...
- To nie Lucas... - Męski głos szepnął jej do ucha. Na jego dźwięk Rose przeszły przyjemne dreszcze. Oparła głowę o chłopaka i dalej leżała z zamkniętymi oczami. Chłopak objął ją i przybliżył do siebie. Czuła się tak bezpiecznie w jego ramionach mimo, że była w nich pierwszy raz. Chłopak pocałował ją lekko w głowę na co ruda uśmiechnęła się lekko, ale zauważył to. Siedzieli w ciszy. Rose zmarszczyła lekko czoło.
- Nie możemy tak...
- Ciii... - szepnął. - Musisz zepsuć każdą chwilę lisica?
- Dawno mnie tak nie nazywałeś. - Otworzyła lekko oczy, spojrzała na Skorpiusa i uśmiechnęła się zadziornie. - A co z dzisiejszym nikt nie może się dowiedzieć? - Malfoy przestał obejmować już dziewczynę. Ich ręce leżały centymetr od siebie.
- O tym też nie muszą wiedzieć.
- A Lilly??
- Za dużo pytań... - Rose wyprostowała się i oparła o drzewo. Zaczęła trząść się z zimna. Chłopak to zauważył. - Może pójdziemy do środka?
- Nie. Tu jest dobrze. - Uśmiechnęła się i zamknęła oczy.
- Ale ci zimno...
- Wcale nie.
- Trzęsiesz się i masz już gęsią skórkę. - Ruda tylko wzruszyła ramionami. Czuła, że marznie, ale nie chciała wracać. Skuliła się w kulkę i zaczęła trzeć rękoma o ramiona by było jej cieplej. Skor wstał zdjął z siebie bluzę, usiadł koło rudej i okrył ją bluzą. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. On tylko uśmiechnął się i objął ją. W głowie rudej pojawił się chytry głosik „Jesteś dla niego tylko wyzwaniem”. Rose szybko wstała oddała Ślizgonowi bluzę i poszła do dormitorium. „Co ja zrobiłem źle?”. Pomyślał i poszedł w stronę zamku.  

sobota, 21 września 2013

17. Rude, jest wredne.

Rose stała przed lustrem, w sukience. Miała delikatny makijaż, który idealnie podkreślał jej oczy. Usta pomalowała czerwoną szminką, która świetnie współgrała z kolorem sukienki. Oglądała każdy szczegół swojej kreacji. Musiała być pewna, że wszystko będzie wspaniałe. Podeszła do szafki koło łóżka i sięgnęła telefon.
- Hej An. To znowu ja... Czemu nie odpierasz?? Martwię się... Szkoda, że nie będzie cię ze mną na balu... - Do pokoju ktoś wszedł bez pukania.
- Lucas czeka na dole.
- Dobrze... - Po policzku rudej popłynęła samotna łza.
- Rosie wszystko w porządku?? - James podszedł do kuzynki.
- Martwię się o nią... - Przytuliła się do kuzyna. James odsunął ją lekko i wytarł jej policzek. Przyjrzał się dokładnie kuzynce.
- Wyglądasz ślicznie. Nie martw się w końcu jest z babcią pamiętasz, że do normalnych ona nie należy. - Rose uśmiechnęła się lekko. - Chodź bo twój partner się pewnie nie cierpliwi. - Chłopak wyciągnął do niej ramie ona złapała go i razem zeszli na dół. Lucas oniemiał jak ją zobaczył. Gdy była dołu schodów podszedł do niej i przejął ją od Jamesa.
- Wyglądasz... Mega.
- Dziękuję. - Lekko zawahała się. - Ty też, nie najgorzej. - Uśmiechnął się do niej.
- To co idziemy. - Wtrącił James.
- A gdzie Lilly??
- Kazała przekazać, że przedłuży jej się trochę i spotkamy się na imprezie.
- No to chodźmy. - Cała trójka poszła razem do wielkiej sali. Ozdobiona była na srebrno i złoto. Wyglądała tak magicznie (?). James od razu poszedł do swoich wielbicielek. Lucas i Rose usiedli przy jakimś pustym stoliku.
- To ja przyniosę coś do picia. - Zaproponował. Ruda skinęła tylko głową. Po chwili dosiadł się do niej Ashton.
- Jak impreza??
- Mmm... dobrze. - Uśmiechnęła się do niego. - Przyszedłeś sam??
- Tak jakby.
- Jak to tak jakby??
- Moja partnerka została zdemoralizowana przez Séraphin. I poszła z nią do spa.
- Nie zauważyłam kiedy przyjechała Séraphin.
- Zawsze przyjeżdża kiedy chce.
- W końcu to Migliore. Nikt jej rodzicom, ani jej nic nie powie.
- Są osoby, które się jej przeciwstawiają.
- I źle na tym kończą. Chociaż, Lola jako jedyna nie żałuje tego.
- Lola nie jest obojętna dla Séraphin. Czuje, że jest przy niej zagrożona. A gdzie Lucas?
- Poszedł po coś do picia. - Ruda zaczęła się rozglądać po sali.
- Tam jest. - Wskazał palcem ślizgon. Krukon stał przy stoliku z ponczem i popijał go z Sashą. - Wygląda na to, że dobrze się bawią.
- Nie długo. - Rose wstała i zabrała ze stolika obok kubek z niedopitym ponczem.
- Nie rób czegoś, co będziesz żałować.
- Uwierz nie będę. - Rose pewnie ruszyła w stronę śmiejącej się dwójki. Była niedaleko, gdy usłyszała szepty wokół. Wszyscy patrzyli na drzwi wejściowe. Ruda odwróciła się i aż otworzyła usta. W wejściu stał Skorpius obejmujący Lilly w pasie. - Co? - Szepnęła do siebie Weasley. Szybko jednak oprzytomniała i przypomniała sobie co miała zrobić. Stanęła koło swojego chłopaka i wylała całą zawartość kubka na jego towarzyszkę. - Ups... - Zakryła teltralnie usta i kontynuowała. - Niezdara ze mnie. - Uśmiechnęła się złośliwie.
- Rose co w ciebie wstąpiło?!
- Ty... Ugh! Suka! - Sasha szybko poszła w stronę wyjścia. Lucas tylko spojrzał gniewnie na rudą i pobiegł za nią.
- 1:0 dla siebie. - Usłyszała za plecami. Odwróciła się i zobaczyła Malfoya.
- Uważaj możesz być następny.
- Lisica pokazuje pazurki? - Uśmiechnął się uwodzicielsko. Uśmiechnęła się najbardziej słodko jak potrafiła i zbliżyła się do niego i odpowiedziała.
- Nic ci do tego dupku. - Minęła go zwinnie. Blondyn szybko złapał ją za łokieć i odwrócił w swoją stronę. Przybliżył się i szepną jej do ucha.
- Rozumiem, że jesteś zła, ale nie wyżywaj się na mnie.
- Puść mnie.
- Nie skończyłem z tobą rozmowy.
- A ja tak. Puść mnie. - Rose spojrzała groźnie. Wyrwała się Skorpiusowi z uścisku i kontynuowała. - Nie obchodzisz mnie Malfoy. Wróć do swojej Lilly, albo prześpij się z Séraphin, ale mnie zostaw w spokoju.
- Zazdrosna? - Uśmiechnął się jednym kącikiem ust i uniósł brew pytająco.
- W tej chwili, wściekła. - Pokręcił lekko głowo. Rose uśmiechnęła się i odeszła od niego. Poszła na środek sali i zaczęła tańczyć. Nie przejmowała się niczym ani nikim. Gdy zabrzmiała wolna piosenka, pary zaczęły się kleić i tańczyć. Ruda poczuła się lekko dziwnie. Odeszła na bok i usiadła, jako jedna z niewielu przy stoliku. - 1:1. - Powiedziała szeptem. Pośród wirujących par dostrzegła Ślizgona z kuzynką. Zaczęła iść w ich stronę, ale nagle ktoś ją pociągnął do tańca. Ruda niechętnie zaczęła tańczyć z Ashtonem. Przybliżył Weasley do siebie i szepnął.
- Nie rób już dzisiaj nic.
- Robisz dzisiaj za mojego anioła stróża?
- Można tak powiedzieć. - Koło nich kręciła się jakaś para. Rose znała te osoby tylko z widzenia. Przybliżyła się do nich i wtrąciła w ich taniec.
- Odbijany. - Uśmiechnęła się zadziornie. Dziewczyna niechętnie puściła dotychczasowego partnera i zaczęła tańczyć z Ashtonem, ruda za to z nieznajomym.
- Znamy się?
- Tylko mi pomagasz. A teraz muszę już iść. - Rose puściła go i poszła w kierunku Malfoya i Poterówny. Wokół był taki tłum, że nikt nie zauważył rudej. Gdy Malfoy delikatnie opuścił Lilly, jej sukienka opadła na ziemie. Ruda korzystając z okazji przydepnęła ją. W efekcie, gdy Blondyn podnosił partnerkę jej suknia zerwała się.
- Rose, suko! - Szybko wybiegła z sali z różowymi majtkami na wierzchu. Ruda stała przyglądając się tej sytuacji z rozbawieniem. Po chwili ktoś porwał ją do tańca.
- Malfoy co ty robisz?
- Jednak to prawda. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Co??
- Rude, jest wredne. - Spojrzała na niego groźnie. - Nie rozumiem jednego...
- Czego?
- Przegrałaś mecz bo bałaś się, że zrobię coś Małej Potter, a jedynym zagrożeniem dla niej jesteś Ty. - Zasłużyła...
- Czym? Bo przyszła ze mną?
- Nie ważne.
- Pociągam cię? - Przybliżył się i szepnął, po czym uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Gdy na ciebie patrzę zbiera mi się na wymioty. - Zaczęli szeptać do siebie.
- To po co to robisz?
- Mam ku temu powody.
- A to na błoniach?
- Nie wiem o czym mówisz...
- Wiesz. - Na szczęście piosenka się skończyła i ruda odsunęła się od Malfoya. Wyszła z wielkiej sali i skierowała się na błonia. Usiadła na ławce przed jeziorem. - Nie dokończyliśmy rozmowy.
- Nic się nie wydarzyło więc nie ma o czym gadać.
- A gdyby potoczyło się inaczej?
- Masz na myśli, gdyby twoja dziewczyna nam nie przeszkodziła?
- Séraphin nie jest moją dziewczyną...
- No tak. Teraz Lilly? A jutro kto?
- Ty. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Nie licz na to.
- Lilly również nie jest moją dziewczyną...
- Uwierz mi nie obchodzi mnie to...
- Skąd mogę wiedzieć, że mogę ci wierzyć? - Przybliżył się do niej.
- Skąd mogę wiedzieć, że nie kłamiesz? - Odgryzła się.
- A co tam u Lucasa? - Trafił w czuły punkt i dobrze o tym wiedział. Rudej od razu zaszkliły się oczy.
- Nienawidzę cię. - Wysyczała. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Skorpius delikatnie wytarł ją z jej policzka.
- Nie sądzisz, że to nie ma sensu. Że on coś ukrywa?
- Skończ. - Wyszeptała.
- Że nie jest z tobą szczery, że nie jest ci wierny?
- Zamknij się! - Krzyknęła. - Nie obchodzi mnie twoje zdanie! - Rudą ciężko było wyprowadzić z równowagi, ale Malfoyowi przyszło to z łatwością. Wiedział co powiedzieć by ją zabolało. - Nie obchodzisz mnie ani ty ani Potter ani ta twoja suka Séraphin! Nie wiem do czego dążysz, bo jeżeli do tego bym cię jeszcze bardziej znienawidziła, gratulacje! Udało ci się! - Rose wstała, ale blondyn pociągnął ją na dół. Przybliżył się do rudej.
- Nie do tego... - Gdy wypowiadał te słowa lekko muskał jej usta.
- A więc do czego? - Szepnęła. Byli tak bardzo blisko. Rose lekko przymknęła oczy, co blondyn odebrał jako zgodę. Lekko musnął jej usta. Ona lekko odwzajemniła. Uśmiechnął się w jej usta i ponowił pocałunek. Ruda odwzajemniła go. Zaczął pogłębiać swoje pocałunki. Rose odwzajemniała je. Była w nich pasja, ale także i... uczucie... Już tylko oni, błonia i...
- Słodko gołąbeczki. - Szybko odsunęli się od siebie.
- Lola. - Zdziwił się Skorpius.
- Hej. Séraphin cię szuka. - Uśmiechnęła się uroczo. Blondyn wstał i poszedł w stronę zamku. Brunetka usiadła koło Rose. - Nie martw się nikomu nie powiem.
- Dziękuję.
- Nie mów nic Lucasowi. - Ruda zdziwiła się. - On też nie do końca był ci dzisiaj wierny.
- Ale... - Rose nie potrafiła się wysłowić.
- Ale cichosza... - Przyłożyła palec do ust i uśmiechnęła się. - Nie wiem co czujesz do Skorpiusa, ale nie warto. Uwierz.
- Nic nie czuje.
- Może i jest moim przyjacielem, ale to także dupek. Może cię zranić, jak inne.
- Czemu mi to mówisz??
- Bo przy tobie on zaczął się zachowywać inaczej.
- Oprócz tego, że zamiast rzucać we mnie zaklęciami całuje mnie to nie zauważyłam zmian. - Uśmiechnęła się.
- Naprawdę cię lubię Rose. Dla tego cię ostrzegam, uważaj na niego.
- Dobrze.
- Naprawdę nic?
- Absolutnie nie.
- To dobrze. Jesteś dla niego tylko wyzwaniem. - Złapała Rose za rękę. - Miło się rozmawiało. - Uśmiechnęła się szczerze. - Muszę już iść. - Wstała i poszła w stronę zamku. Rose siedziała i myślała o słowach Ślizgonki.

*********



Lola weszła do pokoju wspólnego Ślizgonów.
- Co jej powiedziałaś??
- Ostrzegłam przed tobą.
- Czemu to robisz?
- Jesteś taki sam jak on...
- Nie wiesz jaki jest mój ojciec. - Wysyczał.
- Wiem. A ty jesteś taki sam. Nie zmienisz się. Nie ważne jak bardzo będziesz tego chciał.
- Nie jestem taki jak on. On był tyranem, dupkiem i ranił na każdym kroku!
- Jesteś taki sam. - Szepnęła. - Odczep się od Weasley. I tak już kto inny ją rani.
- Kto?? Jak??
- Odpuść sobie... Proszę. Jeszcze zdąży się wycierpieć... 

---------------------------------------------------------------------------------
Czekam na komentarze i opinie :D

wtorek, 10 września 2013

16. On jest okropny...

An obudziła się dość późno. Wstała z łóżka, wzięła szlafrok i zeszła na dół. Przy stole siedziała jej babcia popijając herbatę i czytając proroka.
- Hej...
- Śniadanie na stole. - Nawet nie uraczyła An spojrzeniem. An popatrzyła chwilę na przypaloną jajecznice i odpowiedziała.
- Nie jestem głodna. - Pani Drank dojrzała na nią z nad gazety.
- Musisz mieć siłę.
- Ale na co?? Rodzice w ogóle wiedzą, gdzie jestem?? Czemu nic mi nie chcesz powiedzieć??
- Wszystko w swoim czasie. - An już otwierała usta by coś powiedzieć. - Wszystko w swoim czasie. - Powtórzyła jej babcia. Anabelle usiadła i z trudem zjadła jajecznice.
- Kiedy wrócę do Hogwartu??
- Zależy jak szybko ci pójdzie.
- Co pójdzie??
- Nauka...
- Przyjechałam się tu uczyć?! A niby co robiłam w Hogwarcie?!
- Nie unoś się. - Powiedziała spokojnie. - Nie nauczysz się tego w Hogwarcie.
- Ale czego??
- Za dużo pytań...
- Za mało odpowiedzi. - An zwęziła oczy.
- Wszystko w swoim czasie.
- Ciągle to powtarzasz!
- Wszystko w swoim czasie.
- Mam tego dość! - An wstała od stołu i zacisnęła pięści. Nagle woda w czajniku zaczęła ostro bulgotać. Wystrzelił gwizdek i zaczęła się wydobywać para, a po chwili wypływała i woda. Anabelle rozluźniła ręce i znów było normalnie. - Co to było?! Co się ze mną dzieje?! - An uciekła na górę do swojego tymczasowego pokoju. Leżała skulona na łóżku. Podeszła do niej babcia i pogładziła po ramieniu.
- Musimy poważnie porozmawiać.
- Odpowiesz mi na moje pytania??
- Postaram się, ale nie obiecuje, że na wszystkie.
***************
Rose siedziała w dormitorium. Leżała na łóżku swojej przyjaciółki. Wzięła telefon do ręki, wybrała numer An i przyłożyła telefon do ucha. ~Hej tu An. Zostaw wiadomość, później od dzwonie~ - Poczta głosowa... - Powiedziała pod nosem Rose. Po dziesiątej próbie dodzwonienia się postanowiła nagrać jej się na pocztę. - Hej, to ja Rose. Martwię się o ciebie. Gdy tylko będziesz mogła zadzwoń... tęsknie. - Rozłączyła się. Głęboko odetchnęła i opadła na poduszki. Nagle do pokoju wpadł James.
- Hej An... Nie ma jej tu??
- Nie.
- Gdzie jest??
- Nie wiem.
- Co?!
- Babcia ją zabrała do domu. A co się tak interesujesz??
- Tak pytam... Zadzwonię do niej.
- Powodzenia...
-Co??
- Próbowałam. Ma wyłączony telefon.
- Trzeba iść do McGonagall. Może się jej coś stało?!
- Byłam już...
- I co??
- Ona mi powiedziała, że babcia ją zabrała. Sprawy rodzinne.
- I tyle?
- Wiem tyle co ty. Nie naciskaj bo nic nie wskórasz. Nie idziesz na lekcje??
- Nie słyszałaś??
- Czego??
- Zawodnicy olimpiady mają wolne od zajęć, by się przygotować i potrenować.
- Nie idę.
- Gdzie??
- Na trening! Nie mam siły James.
- Idziesz. - Rose nadal leżała w piżamie, ale Jamesowi to nie przeszkadzało. Wziął ją przez ramię ( Wyglądało to jak by ją upolował). Szedł przez korytarze. Nie uniknęli widowiska, śmiechów i gwizdów na widok piżamy Rose. Postawił ją dopiero na boisku. Zobaczyli, że niedaleko nich toczy się kłótnia pomiędzy Gryffonami a Ślizgonami.
- Malfoy co tu robisz?! - Rose chciała zabrzmieć poważnie i groźnie, ale zapomniała w jakim jest stroju. Ślizgoni zaczęli się śmiać na jej widok.
- No, no Weasley. Niezłe wdzianko na grę w Quidditcha. - Rose najpierw spiorunowała spojrzeniem Kuzyna, potem blondyna.
- Odczep się Malfoy! My zarezerwowaliśmy boisko.
- Nie wydaję mi się.
- Rosie...
- James nie przerywaj. To nasz czas treningu.
- Nie sądzę.
- Rose...
- James zamknij się.
- Zobacz sama. - Skorpius wyciągnął przed nią, pozwolenie oraz grafik treningów. Rose patrzyła ze zdziwieniem. Rzeczywiście teraz trening mieli Ślizgoni. Spojrzała groźnie na Jamesa.
- Wytłumaczę.
- Proszę...
- Zapomniałem zarezerwować boisko... - Powiedział szeptem.
- James!! Ty tępy idioto!! - Gryffoni zaczęli iść w stronę szatni. Rose poszła za nimi, a James zaczął biec za całą grupą. Gdy weszli do szatni wszyscy usiedli na ławkach.
- Proszę kapitanie od siedmiu boleści. Jaki masz plan?? Jak mamy trenować??
- Bez obaw. Możemy na początku pobiegać kilka kółek wokół jeziora na błoniach. Tak dla kondycji.
- Dojdę, idę się przebrać. - Rose wyszła z szatni. Po 15 minutach spotkała się z gryfonami na błoniach. Ubrana była w luźną, ale nie długą szarą koszulkę z numerem 87 do tego krótkie czarne spodenki i sportowe buty. Włosy związała w wysoki kucyk.
- Gdzie wszyscy?? - Spytała Rose rozglądając się.
- Już zaczęli. Radze ci też zacząć bo masz 4 kółka w plecy. - Rose spiorunowała go spojrzeniem i zaczęła biegać. Wszyscy już skończyli, Rose podeszła do nich.
- Możecie iść. - Zwrócił się do Rose. - Ty nie. Nie zrobiłaś 15 kółek.
- Zrobiłam 10...
- Za mało jeszcze 5 szybciutko... - Rose popatrzyła na niego błagalnie, on zaprzeczył i gestem kazał jej biec. Po dwóch kółkach zobaczyła, że James jest daleko z grupką fanek, jednak nadal ją obserwuje.
- Jeszcze trzy kółka powiedziała pod nosem. - Po ostatnim kółku padła na ziemie. Zobaczyła, że w pobliżu nie ma już Jamesa. - Świetnie.
- Weasley, nie masz łóżka. - Nie miała siły się z nim kłócić więc zignorowała go.
- Zmęczona?? - W geście tylko kiwnęła głową. - Masz. - Podał jej butelkę wody. Ruda usiadła i spojrzała podejrzliwie na Ślizgona. - Nic do niej nie dodałem. - By potwierdzić swoje słowa odkręcił butelkę i napił się. - Widzisz. - Rose wzięła od niego butelkę. - Strasznie was męczy co?? Szkoda, że mimo tego wysiłku przegracie. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Nie robię tego dla niego!
- Ah tak, a dla kogo??
- Dla siebie.
- Dla siebie? - Spojrzał z rozbawieniem.
- Tak. - Nie dała się wyprowadzić z równowagi.
- Po co??
- Co??
- Po co to robisz??
- No wiesz, by mieć lepszą kondycje, spalić trochę zbędnych kilogramów. - Malfoy szczerze roześmiał się.
- No co? Aż takie to zabawne? - Spojrzał na nią.
- W twoim przypadku tak.
- A to niby czemu? - Stanęła z założonymi rękoma, mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Weasley z takim myśleniem to ty się w anoreksje wpędzisz.
- A od kiedy cię interesuje co ze mną będzie. - Zbliżyła się do niego.
- Wiesz jak ciebie nie będzie to kogo będę dręczył. - Zrobił krok do przodu.
- A więc jestem ci potrzebna. - Odległość pomiędzy nimi mierzyła nie przekraczała 10cm. Ruda stała z lekko zadarta głową do góry, za to Skorpius lekko patrzył w dół. Patrzyli sobie prosto w oczy. Rose nadal miała je niebezpiecznie zmrużone, jak by chciała go do czegoś podpuścić.
- Nie przeceniaj się Weasley.
- O to się nie bój Malfoy. - Byli tylko oni. W około ani żywej duszy. Stali tak blisko siebie i wpatrywali się w siebie zawzięcie. Rose ukradkiem spojrzała na usta blondyna, szybko jednak wróciła wzrokiem do oczu. Skorpius zauważył to i przybliżył delikatnie twarz do twarzy dziewczyny. Rose wcale nie była przeciwna, nie odepchnęła go ani nie odsunęła się. Stała sparaliżowana. Ich usta dzieliły milimetry. Ruda przymknęła oczy...
- Hej! - Szybko odskoczyli od siebie na dźwięk głosu Séraphin. - Przeszkodziłam w czymś??
- Nie, właśnie miałam iść.
- Hej Skorpionku.
- Miałaś mnie tak nie nazywać...
- Wybacz. - Rose była już w miarę daleko od nich. Jednak, gdy się odwróciła zobaczyła Skorpiusa całującego się z piękną blondynką. „A co mnie to...” Pomyślała i poszła do dormitorium. Pierwsze co sprawdziła telefon, czy przypadkiem An się nie odezwała. Gdy skrzynka była pusta odłożyła telefon na szafce i poszła wziąć prysznic. Odkręciła zimną wodę. Myślała, że tak orzeźwiająco zimny prysznic ochłodzi ją i jej myśli. Poczuła się dziwnie widząc Skorpiusa całującego się z Séraphin. „Mam chłopaka” Szybko pomyślała. „Nie mogę się tym przejmować. Muszę przegrać mecz, z godnością.” Wyszła szybko z łazienki, założyła strój do Quidditcha, wzięła miotłę i pobiegła na trening. Po drodze nie spotkała Ślizgonskiej pary. „Może i lepeij”. Po głowie chodziła jej taka myśl...
*************

Na boisku zebrała się już cała szkoła. Olimpiada miała się zacząć od meczu w Quidditcha. Komentatorem meczu był Albus Potter. Wszyscy czekali niecierpliwie na wyniki, gdy z głośnika usłyszano drzwięk wszyscy ucichli.
- Do finału doszli Ślizgoni!! - Trybuny z domu węża zaczęły piszczeć, krzyczeć i bić brawa.
- I Gryfoni!! - Gryffoni zaczęli skakać i krzyczeć. Obie drużyny wyszły na boisko. Pomiędzy nimi stała pani Hooch.
- Kapitanowie do mnie. - Wyszedł James i Skorpius. - Podajcie sobie ręce. - Niechętnie z zaciętymi minami podali sobie ręce. - To ma być czysta gra. Zawodnicy na miotły! - Wszyscy weszli i czekali na sygnał, że mogą się wznieść w powietrze.
- Złoty znicz został wypuszczony! - Krzyknął Albus. Pani Hooch zagwizdała i rzuciła w górę kafel.
-Kafel dostał się w ręce Ślizgonów, po chwili Gryffoni go przejeli. Nadleciał tłuczek, ale zawodowo został odbity w ścigającego Ślizgonów. - Komentował Albus. - Świetny unik, ale co to Gryffindor strzelił gola!! - Gra toczyła się dalej. Od Rose zależało najwięcej była szukającą. Gryffoni prowadzili 20pkt to świetny moment, by złapać znicza. Rose zobaczyła go niedaleko obręczy Ślizgonów. Ruszyła powoli żeby szukający przeciwnej drużyny mógł zauważyć, gdzie jest znicz. Po chwili wyprzedził ją, wtedy ruda lekko przyśpieszyła. - Szukający gnają za zniczem. Lecą łeb w łeb nad ziemią. Wyciągają ręce... - Gdy nagle Rose straciła równowagę i spadła z miotły. - Slytherin złapał znicz!! I wygrywa konkurencje w Quidditcha!! - Skorpius wraz z innymi zawodnikami wylądował na ziemi. Od razu podbiegł zobaczyć co z Rose. Odległość nie była tak wysoka by stało się coś poważnego najwyżej złamanie. Ruda leżała nieprzytomna. Podbiegła pani Hooch.
- Odsuńcie się. - Sprawdziła tętno Rose. - Jest tylko nie przytomna. Skorpius wyszedł z szeregu.
- Zaniosę ją do skrzydła szpitalnego.
- Dobrze. Reszta rozejść się! To nie widowisko! Są jeszcze inne dyscypliny na które warto popatrzeć! - Uczniowie zasiedli na trybunach. Malfoy podniósł Rose i skierował się do Skrzydła szpitalnego. Gdy położył ją na łóżku przybiegła Pomfrey.
- Co się stało??
- Mecz Quidditcha spadła z miotły z nie dużej wysokości. - Pielęgniarka od razu zaczęła wymachiwać różdżką. - Już zmykaj. - Malfoy niechętnie wrócił na olimpiadę. Po całym wydarzeniu do rudej przyszedł Hugo, Albus i Lilly. Rose czuła już się lepiej i siedziała na łóżku pijąc jakieś zioła na wzmocnienie.
- Jak tam Rosie.
- Amm... wszystko już w porządku Lilly. A gdzie James??
- Nie chiał przyjść.
- Twierdzi, że przez ciebie przegrali. - Powiedział Albus.
- Dzięki za szczerość...
- On jest okropny... - Wtrąciła Lilly. - Nawet nie podszedł sprawdzić czy nic ci nie jest, gdy spadłaś.
- To kto mnie przyniósł??
- Skorpius. - Powiedział szybko Hugo.
-CO?? - Rose otworzyła szeroko oczy.
- Sam się zdeklarował. - Do skrzydła weszła pielęgniarka.
- O widzę, że już ci lepiej. Nie odbiorę ci zabawy. Możesz już wyjść.
- Dziękuję.
- Tylko nie ściągaj jeszcze bandaża z ręki.
- Dobrze. - Rose szybko wstała i pobiegła z Lilly w stronę portretu grubej damy.
- Rose ty idź, ja muszę jeszcze coś załatwić. Spotkamy się w pokoju wspólnym za godzinę. - Do balu zostało półtorej godziny. Lilly popędziła pod Wielką Salę.
- No Potter. Umowa to umowa.
- Zgoda. Nie wiem jakim cudem, ale przegraliśmy. Pójdę z tobą na bal.
- o 19 w lochach.
- Dobrze. - Dziewczyna pobiegła na górę do dormitorium. Musiała się wyszykować. „Pierwsza faza planu zakończona”. Pomyślała Lilly.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział :3 ten jest dłuższy od poprzednich :D I znowu proszę was o komentarze, gdyż lepiej się pisze gdy wiadomo, że ktoś to czyta :)

niedziela, 1 września 2013

15. No proszę, proszę. Kogo my tu mamy.

Rose siedziała właśnie na eliksirach. To była jej ostatnia lekcja, a dłużyła się niemiłosiernie. Ruda co chwilę sprawdzała godzinę na telefonie. Gdy nagle zabrzmiał dzwon wolności. Postanowiła najpierw sprawdzić co to za prezent zanim pójdzie do An, bo wiedziała, że przyjaciółka nie dała by jej żyć jak by od razu nie dowiedziała się co jest w pudełku. Przeszła szybko przez pokój wspólny by nikt jej nie zatrzymał. Wbiegła do dormitorium, podeszła do swojego łóżka. Odwiązała ostrożnie wstążkę i otworzyła pudełko. Odeszła krok trzymając dłonie na ustach. W pudełku była śliczna sukienka koloru lazurowego. Sięgała nieco ponad kolana, usypana była srebrnym brokatem od góry do 3/4 długości sukienki u dołu zwężający się w trójkąty. Wyglądało to jakby zwisały sopelki lodu. Wzięła ją w rękę, podeszła do lustra i przyłożyła do siebie. Nie mogła uwierzyć, że Lucas podarował jej tak śliczną sukienkę. Nie mogła się już doczekać, aż założy ją na siebie i pójdzie z nim na bal. Rose złożyła suknie do pudełka i poszła na obiad. Gdy weszła do Wielkiej Sali wzrokiem przeszukała stół Gryffonów, gdy zauwarzyła Lucasa od razu podeszła do niego.
- Miałam odpowiedzieć ci na kolacji, ale odpowiem ci teraz. Tak, tak pójdę z tobą na bal.
- To wspaniale. - Rose przytuliła się do swojego chłopaka. Szybko zjadła i popędziła na trening.

***********


- Spóźniona!!

- Miałam sprawę do załatwienia... Zaczynamy??
- Tak. Podzielcię się na dwie dróżyny. - Zaczęli grać mini mecz. James co chwilę się na każdego wydzierał. Chciał by każdy grał idealnie. Chciał wygrać ten mecz. - Rose! Postaraj się trochę!
- Staram!
- Za mało! - Atmosfera była napięta. Gdy po 4 godzinach gry, James był w miarę zadowolony, pozwolił iść graczą na kolacje.
- Odpuść trochę...
- Musimy to wygrać!
- To tylko głupia olimpiada! - James spojrzał na nią groźnie. Rose, że nie chciała się więcej kłócić wyszła z szatni. Gdy szła korytarzem przypomniała sobie jak złą przyjaciółką jest. Pobiegła szybko do skrzydła szpitalnego. Gdy weszła na końcu sali leżał tylko jakiś pierwszak, ale nigdzie nie widziała An. Podeszła do Pani Pomfrey.
- Przepraszam.
- Tak??
- Gdzie jest Anabelle Drank??
- Niestety ja nie mogę udzielić ci takich informacji. Zwróć się z tym pytaniem do Dyrektor McGonagall.
- Dobrze. - Rose szybko pobiegła do gabinetu Dyrektorki. Weszła po schodach i zapukała do drzwi.
- Proszę.
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam pytanie.
- Proszę, pytaj Rose.
- Gdzie jest Anabelle??
- Anabelle?
- Anabelle Drank...
- Aaa, tak. Wczoraj wieczorem zabrała ją babcia.
- Ale jak to. An czuła się już o wiele lepiej.
- Sprawy rodzinne Rosie, na pewno w najbliższym czasie odezwie się do ciebie. A teraz nie chce cię wyganiać, ale mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.
- Tak, oczywiście. Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia Rose. - Rudej wydawało się to dziwne, ale jedyne co jej pozostało to czekać na wieści od przyjaciółki. Poszła do dormitorium i od razu zasnęła. Musiała się wyspać jutro dwa ważne wydarzenia - Olimpiada i Bal.

**********


Skorpius wszedł do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Zobaczył znajomą mu postać przy kominku.

- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy.
- Scor! - Ucieszyła się dziewczyna i odwróciła do niego.
- Lola. - Podszedł i przytulił przyjaciółkę.
- Jak ja cię długo nie widziałam. - Zamachnęła się i walnęła Skorpiusa w ramię. - Co się nie odzywasz całe wakacje?!
- Przepraszam, a co w tym roku tak późno?? Pamiętam, że Séraphin zawsze się spóźnia, ale ty??
- Sprawy rodzinne. - Skorpius usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie.
- Chętnie wysłucham. - Dziewczyna usiadła koło niego.
- Moi rodzice się rozwiedli.
- To nie ciekawie...
- Mama się wyprowadziła do moich dziadków, a tata został.
- A ty??
- A ja na walizkach. - Skorpius zrobił minę, że nie rozumie. - Miesiąc wakacji jestem u mamy, a resztę u taty.
- A święta??
- Kazali mi wybrać z kim chce je spędzić, tak samo jak ferie.
- Co wybierasz??
- Zostaje w Hogwarcie. Albo obydwoje mnie ma, albo żadne.
- Zostanę z tobą.
- Nie. Jedź do rodziny. Larissa ze mną zostanie.
- A właśnie gdzie ona jest??
- Séraphin "poprosiła" ją by pojechała z nią do Hogwartu. Wiesz nie ma kto jej walizek nosić...
- Czemu Larissa tak jej się daje??
- Dobrze wiesz, że jej rodzice są pod władzą rodziców Séraphin, a rodzice Séraphin pod jej władzą.
- A twoi nie??
- Zrezygnowali, w sensie mama. Tata nadal u nich pracuję.
- A mama??
- Pracuję w Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
- Chodź tu. - Przytulił Lole do siebie. - Będzie dobrze.
- Wiem.
- Ach no tak, zapomniałem, że jesteś mega optymistką.
- I mam najlepszego przyjaciela na świecie.
- Szkoda tylko, że Séraphin zabrania ci się ze mną kontaktować.
- Boi się, że któraś z nas zabierze jej ciebie.
- Hehe.
- Co w tym takiego śmiesznego??
- To, że ona boi się was. - Lola zaśmiała się lekko. - Co tak słabo? - Skorpius uśmiechnął się tak jak zawsze, gdy chciał ją połaskotać.
- Skor nie! Nie waż się! Bo zacznę się tak drzeć, że wszystkich obudze. - Skorpiusa nie przekonały te argumenty i zaczął ją łaskotać. Dziewczyna wiła się pod nim i darła, by przestał. On jednak nie miał zamiaru. Gdy wreszcie wyrwała się i ześlizgnęła z kanapy. Zaczęli obydwoje się śmiać. Skorpius usiadł koło niej na podłodze i zaczęli sobie opowiadać jak spędzili wakacje.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Jak widzieliście, w zakładce "Bochaterowie" pojawiły się trzy nowe postacie. Niedługo będzie o nich o wiele więcej. Mile widziane komentarze i te pozytywne i negatywne. O wiele lepiej się pisze, gdy wiadomo czy komuś się to podoba. Więc proszę o komentarze :D