Ruda nie mogła spać. Ciągle zastanawiała się nad
otaczającymi ją sytuacjami. Nie wiedziała co ma zrobić. Leżała tak do 2 w nocy.
Nie czuła zmęczenia, bardziej czuła rozdarcie. Po chwili usiadła na łóżku. „
Nie obchodzi mnie Malfoy i jego głupie gry. Kocham Lucasa i z nim jestem” Po
tej myśli wstała i postanowiła przejść się po zamku. Było ciemno, na
korytarzach nikogo nie było. Rose lubiła sama w nocy spacerować i rozmyślać nad
wszystkim, ale nigdy te myśli nie były takie sprzeczne. Walczyła sama ze sobą.
Zmęczona stanęła pod ścianą. Po chwili osunęła się na ziemie i schowała głowę w
ręce. Siedziała skulona, było słychać cichutki szloch. Rose nie wiedziała co
się z nią dzieje. Kochała Lucasa, tak jej się przynajmniej wydawało. Nie
dopuszczała do siebie innej myśli. „ Nawet jak kocha kogoś innego kogo nie
zauważa to i tak jest z Lucasem” powtarzała sobie. Gdy tak siedziała przypomniała
sobie pewne wspomnienie, które miało miejsce 9 lat temu … Miała wtedy 7 lat bawiła się z James’em i
Tedy’m, gdy podszedł do nich mały chłopiec z bardzo jasnymi włosami. „Cześć
jestem Skorpius. A wy??” wybełkotał chłopiec. „Ja cię znam jesteś Malfoy”
powiedział szybko Teddy, „ Odejdź z tond” Chłopiec posłusznie poszedł, za nim
pobiegła Rose. „ Nie przejmuj się nim. Jestem Rosie”. Mała dziewczynka o
promiennej twarzy i z krwisto czerwonymi włosami uśmiechnęła się do niego. „Jesteś
Weasley??” „Tak”, chłopiec posmutniał „ Tata zabronił mi się z tobą zadawać. Jesteś
zdrajcą krwi. Jesteś szlamą”. Te słowa zabolały 7 letnią Rosie. Liczyła na
przyjaźń ze strony Skopiusa. Pomimo krzyków Jamesa i Teddy’ego pobiegła za nim.
Nie przeszkadzało jej z jakiego jest on rodu, że nosi nazwisko Malfoy. Wszystko
zmieniło się 4 lata później, gdy Szli po raz pierwszy do Hogwartu... Jako mała dziewczynka nie widziała przeszkód
w znajomości Weasley i Malfoya. Czemu teraz widziała tak ogromny problem?? Był
dla niej jak mur, którego nie mogła zburzyć. „ O czym ja myślę. Ja i Malfoy nie
możemy być znajomymi. Nie możemy i koniec." Wstała wytarła łzy i poszła do
pokoju. Ubrała się i usiadła na parapecie oglądając wchód słońca. Przypomniało
jej się co zawsze mówiła do niej mama gdy nie spała całą noc i czekała na
wschód słońca „Wszyscy widzą zachód słońca, nie liczni towarzyszą wchodowi jak
i mało osób dostrzega ich łączące piękno”. Tak szczerze nie wiedziała i nadal
nie wie jakie przesłanie miało nieść jej to zdanie. Nigdy jednak nie spytała o
to matki. Pogrążona w myślach nie zauważyła, że jej przyjaciółka obudziła się.
- Nie śpisz już?? Święto narodowe.
- Nie spałam jeszcze… - An podeszła do rudej i złapała ją za czoło. – Uuu masz chyba gorączkę, chora jesteś.
- Spadaj. Która godzina??
- Siódma.
- Ubieraj się i chodźmy na śniadanie.
- Ok. – po 30 minutach Anabelle była gotowa do wyjścia. Poszły razem na śniadanie. Było niewiele osób. Gdy dziewczyny zaczęły jeść podbiegł do nich Lucas.
- Hej Rosie. – Pocałował ją w policzek.
- Nie mów do mnie Rosie…
- Proszę to dla ciebie. – Wręczył rudej duży bukiet czerwonych róż.
- A z jakiej to okazji??
- Z żadnej. Po prostu. Muszę lecieć zobaczymy się po lekcjach. – Pocałował ją w policzek i poszedł.
- Hej co ty taka oschła dla niego jesteś.
- Nie wiem trochę to przesłodzone nie uważasz??
- Stara się chłopak i tyle.
- Może to ja przesadzam. – I kontynuowała jedzenie owsianki.
- Gdzie twoi kuzyni i brat??
- A wiesz, że nie wiem.
- Już dawno powinni tu być.
- Racja. O idzie James. Może on coś wie.
- Witam panie.
- James gdzie reszta rodziny??
- O cześć Rose, tak u mnie w porządku, a u ciebie??
- James ja się serio pytam…
- Nie wyglądam na ich niańkę.
- Załóż fartuszek będziesz bardziej podobny.
- Co to za kwiatki?? Od Lucasa dostałaś co??
- A skąd ty wiesz o Lucasie.
- Halo, przyjaźnie się z nim.
- Mhm…
- Nie wierzysz??
- Wiesz co An zapomniałam książki, pójdę do dormitorium, spotkajmy się pod Wielką Salą.
- Ok. – Gdy Rose wyszła zobaczyła przy schodach Skorpiusa obściskującego się z jedną z jego dziwek. Nie zwracając uwagi na nich poszła do dormitorium. Gdy weszła wsadziła kwiaty do miski i nalała im wody, podeszła do biurka i wzięła książkę, gdy przechodziła przez dziurę za portretem czekał na nią Lucas.
- Hej Rosie.
- Co ty tu robisz?? Nie nazywaj mnie Rosie!
- Przepraszam. Przyszedłem żeby odprowadzić cię pod sale gdzie masz lekcje.
- Nie dzięki. Umówiłam się z Anabelle pod Wielką Salą.
- To pójdę z tobą.
- Nie mam 5 lat. Dam sobie radę.
- Ja wiem, ale chciałem odprowadzić swoją dziewczynę. – Rose zgodziła się. Szli razem za rękę jak przedszkolaki pod Wielką Sale. Wydawało jej się jak by wszystko robił by pokazać każdemu, że jest z nią. Był też strasznie nachalny co rudej przeszkadzało najbardziej. „ Każdy ma wady i zalety. Trzeba się akceptować” Powtarzała sobie w myślach. Gdy doszli An już na nich czekała.
- Dobra to ja już sobie dam radę jest ze mną Anabelle, możesz iść.
- Nie, odprowadzę cię do końca. - Rose była na skraju wytrzymania, ale zgodziła się. Pod salą do transmutacji stanęli trochę dalej od wszystkich.
- Mogę cię pocałować??
- Czemu się pytasz??
- Nie wiem. Wolę mieć zgodę. – Przysunął się i pocałował Rose w tym momencie obok nich przeszedł Malfoy już z inną dziewczyną niż tą, którą ruda widziała przy schodach. Oderwała się od Lucasa odpychając go lekko.
- Muszę iść na lekcje.
- Do zobaczenia.
- Tak, tak… - Malfoy nie kłamał gdy mówił, że odpuszcza. Ale co?! Ją?! Jak?! Przecież sam powiedział, że to niedorzeczne by byli razem. Może miał jakiś zakład wiedział, że przegra więc odpuścił. Z zamyśleń wyrwała ją McGonagall.
- Panno Weasley na lekcji się nie śpi!!
- Ale ja…
- Żadnych, ale. Minus 20 punktów.
- Stara wiedźma… - McGonagall spojrzała się na nią surowo.
- Proszę wyjść z klasy.
- Z przyjemnością. – Rose zabrała swoje rzeczy i posłusznie wyszła. Na korytarzu spotkała Jamesa.
– Co ty tu robisz???
- Chcę zrobić jakiś kawał tej wiedźmie McGonagall.
- Z przyjemnością się dołączę.
- A ty nie masz przypadkiem z nią lekcji??
- Mam, ale wywaliła mnie z klasy.
- Za co??
- Długa historia. Co chciałeś zrobić??
- Łajnobomby w jej gabinecie.
- To chodź znam hasło. – Porozrzucali mnóstwo łajnobom po czym szybko wyszli do dormitorium.
- Jak tam z Lucasem??
- Wspaniale. – Wymusiła uśmiech. Skłamała, ale nie chciała by James wiedział jak jest naprawdę. – Jest romantyczny, opiekuńczy… - Rose z ledwością te słowa przechodziły przez gardło.
- Twój ideał. – Wyszczerzył się James. – A co do Hugo i Lilly wiem czemu nie było ich na śniadaniu.
- Czemu??
- Nie powiem.
- Proszę.
- Nie.
- Prooooszę.
- Lilly była w bibliotece. Nudy, a Hugo był ze swoją dziewczyną.
- HUGO MA DZIEWCZYNĘ?!
- Tak. Puchonka z 4 klasy. – Przez następny czas siedzieli w ciszy czekając na kolejną lekcje. Gdy zadzwonił dzwonek Rose zeszła do lochów na 2 godziny eliksirów z Ślizgonami.
- Rose co w ciebie wstąpiło?!
- Nic.
- Czemu powiedziałaś to na głos.
- Ej! To wolny kraj. Mogę na głos mówić swoje opinie.
- Ale nie do nauczycielki.
- Czemu nie. To przecież też człowiek. Nie ma specjalnych praw. Mogę mówić do niej co o niej sądzę. – Po tych słowach ruda weszła do sali i usiadła przy swoim kociołku. Do obiadu nie odzywała się do An. Na obiedzie nigdzie nie widziała Lucasa. Cieszyła się. Nie chciała go już dzisiaj widzieć.
- An powiedź mi jak zobaczysz Lucasa. – Powiedziała szeptem.
- Czemu??
- Unikam go. Zrozum, chce chwilę pobyć sama.
- Dobra. – Jadły w spokoju swój obiad. Nagle ruda poczuła kopnięcie. Spojrzała na przyjaciółkę siedzącą naprzeciwko.
- Lucas. – Wyszeptała An. Rose bez zastanowienia weszła pod stolik i poszła kilka kroków w stronę wyjścia.
- Anabelle widziałaś Rose??
- Jest w skrzydle szpitalnym. Źle się poczuła.
- Pójdę do niej.
- Ok. – Rose poszła na sam koniec stołu. Gdy Lucas zniknął za drzwiami odczekała chwilę po czym wyszła i szybko pobiegła do dormitorium. Po jakiś 10 minutach do okna zapukała sowa. Rose otworzyła jej dała kawałek grzanki i odwiązała list. Sowa wyleciała. Rose rozwinęła kartkę.
- Nie spałam jeszcze… - An podeszła do rudej i złapała ją za czoło. – Uuu masz chyba gorączkę, chora jesteś.
- Spadaj. Która godzina??
- Siódma.
- Ubieraj się i chodźmy na śniadanie.
- Ok. – po 30 minutach Anabelle była gotowa do wyjścia. Poszły razem na śniadanie. Było niewiele osób. Gdy dziewczyny zaczęły jeść podbiegł do nich Lucas.
- Hej Rosie. – Pocałował ją w policzek.
- Nie mów do mnie Rosie…
- Proszę to dla ciebie. – Wręczył rudej duży bukiet czerwonych róż.
- A z jakiej to okazji??
- Z żadnej. Po prostu. Muszę lecieć zobaczymy się po lekcjach. – Pocałował ją w policzek i poszedł.
- Hej co ty taka oschła dla niego jesteś.
- Nie wiem trochę to przesłodzone nie uważasz??
- Stara się chłopak i tyle.
- Może to ja przesadzam. – I kontynuowała jedzenie owsianki.
- Gdzie twoi kuzyni i brat??
- A wiesz, że nie wiem.
- Już dawno powinni tu być.
- Racja. O idzie James. Może on coś wie.
- Witam panie.
- James gdzie reszta rodziny??
- O cześć Rose, tak u mnie w porządku, a u ciebie??
- James ja się serio pytam…
- Nie wyglądam na ich niańkę.
- Załóż fartuszek będziesz bardziej podobny.
- Co to za kwiatki?? Od Lucasa dostałaś co??
- A skąd ty wiesz o Lucasie.
- Halo, przyjaźnie się z nim.
- Mhm…
- Nie wierzysz??
- Wiesz co An zapomniałam książki, pójdę do dormitorium, spotkajmy się pod Wielką Salą.
- Ok. – Gdy Rose wyszła zobaczyła przy schodach Skorpiusa obściskującego się z jedną z jego dziwek. Nie zwracając uwagi na nich poszła do dormitorium. Gdy weszła wsadziła kwiaty do miski i nalała im wody, podeszła do biurka i wzięła książkę, gdy przechodziła przez dziurę za portretem czekał na nią Lucas.
- Hej Rosie.
- Co ty tu robisz?? Nie nazywaj mnie Rosie!
- Przepraszam. Przyszedłem żeby odprowadzić cię pod sale gdzie masz lekcje.
- Nie dzięki. Umówiłam się z Anabelle pod Wielką Salą.
- To pójdę z tobą.
- Nie mam 5 lat. Dam sobie radę.
- Ja wiem, ale chciałem odprowadzić swoją dziewczynę. – Rose zgodziła się. Szli razem za rękę jak przedszkolaki pod Wielką Sale. Wydawało jej się jak by wszystko robił by pokazać każdemu, że jest z nią. Był też strasznie nachalny co rudej przeszkadzało najbardziej. „ Każdy ma wady i zalety. Trzeba się akceptować” Powtarzała sobie w myślach. Gdy doszli An już na nich czekała.
- Dobra to ja już sobie dam radę jest ze mną Anabelle, możesz iść.
- Nie, odprowadzę cię do końca. - Rose była na skraju wytrzymania, ale zgodziła się. Pod salą do transmutacji stanęli trochę dalej od wszystkich.
- Mogę cię pocałować??
- Czemu się pytasz??
- Nie wiem. Wolę mieć zgodę. – Przysunął się i pocałował Rose w tym momencie obok nich przeszedł Malfoy już z inną dziewczyną niż tą, którą ruda widziała przy schodach. Oderwała się od Lucasa odpychając go lekko.
- Muszę iść na lekcje.
- Do zobaczenia.
- Tak, tak… - Malfoy nie kłamał gdy mówił, że odpuszcza. Ale co?! Ją?! Jak?! Przecież sam powiedział, że to niedorzeczne by byli razem. Może miał jakiś zakład wiedział, że przegra więc odpuścił. Z zamyśleń wyrwała ją McGonagall.
- Panno Weasley na lekcji się nie śpi!!
- Ale ja…
- Żadnych, ale. Minus 20 punktów.
- Stara wiedźma… - McGonagall spojrzała się na nią surowo.
- Proszę wyjść z klasy.
- Z przyjemnością. – Rose zabrała swoje rzeczy i posłusznie wyszła. Na korytarzu spotkała Jamesa.
– Co ty tu robisz???
- Chcę zrobić jakiś kawał tej wiedźmie McGonagall.
- Z przyjemnością się dołączę.
- A ty nie masz przypadkiem z nią lekcji??
- Mam, ale wywaliła mnie z klasy.
- Za co??
- Długa historia. Co chciałeś zrobić??
- Łajnobomby w jej gabinecie.
- To chodź znam hasło. – Porozrzucali mnóstwo łajnobom po czym szybko wyszli do dormitorium.
- Jak tam z Lucasem??
- Wspaniale. – Wymusiła uśmiech. Skłamała, ale nie chciała by James wiedział jak jest naprawdę. – Jest romantyczny, opiekuńczy… - Rose z ledwością te słowa przechodziły przez gardło.
- Twój ideał. – Wyszczerzył się James. – A co do Hugo i Lilly wiem czemu nie było ich na śniadaniu.
- Czemu??
- Nie powiem.
- Proszę.
- Nie.
- Prooooszę.
- Lilly była w bibliotece. Nudy, a Hugo był ze swoją dziewczyną.
- HUGO MA DZIEWCZYNĘ?!
- Tak. Puchonka z 4 klasy. – Przez następny czas siedzieli w ciszy czekając na kolejną lekcje. Gdy zadzwonił dzwonek Rose zeszła do lochów na 2 godziny eliksirów z Ślizgonami.
- Rose co w ciebie wstąpiło?!
- Nic.
- Czemu powiedziałaś to na głos.
- Ej! To wolny kraj. Mogę na głos mówić swoje opinie.
- Ale nie do nauczycielki.
- Czemu nie. To przecież też człowiek. Nie ma specjalnych praw. Mogę mówić do niej co o niej sądzę. – Po tych słowach ruda weszła do sali i usiadła przy swoim kociołku. Do obiadu nie odzywała się do An. Na obiedzie nigdzie nie widziała Lucasa. Cieszyła się. Nie chciała go już dzisiaj widzieć.
- An powiedź mi jak zobaczysz Lucasa. – Powiedziała szeptem.
- Czemu??
- Unikam go. Zrozum, chce chwilę pobyć sama.
- Dobra. – Jadły w spokoju swój obiad. Nagle ruda poczuła kopnięcie. Spojrzała na przyjaciółkę siedzącą naprzeciwko.
- Lucas. – Wyszeptała An. Rose bez zastanowienia weszła pod stolik i poszła kilka kroków w stronę wyjścia.
- Anabelle widziałaś Rose??
- Jest w skrzydle szpitalnym. Źle się poczuła.
- Pójdę do niej.
- Ok. – Rose poszła na sam koniec stołu. Gdy Lucas zniknął za drzwiami odczekała chwilę po czym wyszła i szybko pobiegła do dormitorium. Po jakiś 10 minutach do okna zapukała sowa. Rose otworzyła jej dała kawałek grzanki i odwiązała list. Sowa wyleciała. Rose rozwinęła kartkę.
Anabelle.
W skrzydle szpitalnym nie było Rosie. Nie wiem gdzie ona jest. Poszukam jej później. Mam do ciebie pytanie. Spotkamy się o 23 na błoniach?? Nie mów nic Rose.
Lucas.
W skrzydle szpitalnym nie było Rosie. Nie wiem gdzie ona jest. Poszukam jej później. Mam do ciebie pytanie. Spotkamy się o 23 na błoniach?? Nie mów nic Rose.
Lucas.
„A to zdradziecki kretyn. Już ja mu pokarze.” Zdenerwowała się
ruda. Gdy do pokoju weszła An zaczęła zadawać jej pytania.
- Gdzie byłaś??
- Na obiedzie przecież wiesz.
- Tak długo??
- Zawsze tak jem. Powiesz mi o co chodzi?? – Rose podała jej kartkę od sowy.
- Ja nie wiedziałam Rose. Nie pójdę tam.
- Pójdziesz. Chce wiedzieć co ma w planach.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że ty chciałaś.
- Ok, ok pamiętam. – An nie chciała się spotkać z Lucas’em, ale chciała pomóc przyjaciółce. Chciała by 23:00 nigdy nie nastała szczerze bała się nie wiedziała czego ma się spodziewać.
- Gdzie byłaś??
- Na obiedzie przecież wiesz.
- Tak długo??
- Zawsze tak jem. Powiesz mi o co chodzi?? – Rose podała jej kartkę od sowy.
- Ja nie wiedziałam Rose. Nie pójdę tam.
- Pójdziesz. Chce wiedzieć co ma w planach.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że ty chciałaś.
- Ok, ok pamiętam. – An nie chciała się spotkać z Lucas’em, ale chciała pomóc przyjaciółce. Chciała by 23:00 nigdy nie nastała szczerze bała się nie wiedziała czego ma się spodziewać.