wtorek, 10 czerwca 2014

25. Co ja jeszcze zrobiłem?

- Dzień dobry słoneczko. - Ashton uśmiechnął się i przytulił do siebie blondynkę.
- Dzień dobry. - An odwzajemniła uśmiech. Przybliżyła się do chłopaka i pocałowała go. Ślizgon odwzajemnił pocałunek. Blondynka przerwała i spojrzała w oczy chłopaka, nadal uśmiechnięta. - Mogła bym budzić się tak codziennie. - Zaśmiała się.
- Wszystkich swoich kolegów zapraszasz tak na noc?
- Tylko tych wyjątkowych. - An bardziej wtuliła się w chłopaka.
- Anabelle? - Zapytał niepewnie.
- Tak?
- Będziesz moją dziewczyną? - Blondynka spojrzała na niego.
- Z przyjemnością. - Przybliżyła się i zatopiła swoje usta w jego. Zdecydowanie nie mieli zamiaru iść na śniadanie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Tymczasem ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rose przebudziła się i poczuła intensywny zapach męskich perfum. Podniosła lekko głowę. Zobaczyła nad sobą śpiącego Skorpiusa. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek, ale wspomnienia urywały jej się na drugim spacerze na Błonia z ognistą w ręku. Odsunęła delikatnie rękę blondyna i wygrzebała się z łóżka. Znalazła swoją sukienkę na podłodze, wzięła ją i skierowała się do łazienki. Po 5 minutach wyszła już przebrana. Położyła bluzkę ślizgona na fotelu, wzięła swoje szpilki w rękę i skierowała się do drzwi.
- Już uciekasz? - Zapytał zaspany Skor. Dziewczyna lekko zlękła się i odwróciła w jego stronę.
- No wiesz... muszę się ogarnąć... zaraz śniadanie. Poza tym ślizgoni nie mogą się dowiedzieć, że... tu spałam. - Zawahała się lekko.
- Jeżeli o to chodzi to tak, tylko spaliśmy. A jeżeli chcesz się dowiedzieć czemu wylądowałaś u mnie w łóżku, bo zgaduję że masz braki pamięci usiądź, a wszystko ci opowiem.
- Kiedy indziej. - Uśmiechnęła się uroczo i wyszła z dormitorium. W pokoju wspólnym siedziało kilku ślizgonów. Rose prześlizgnęła się za nimi i wyszła na korytarz. Była pewna, że nikt nie zwrócił na nią uwagi. Poszła spokojnie do pokoju wspólnego Gryffindoru. Gdy wchodziła do dormitorium przeżyła szok i zakryła szybko oczy.
- Mnie tu nie ma. - Powiedziała z uśmiechem. Odsłoniła jedną rękę i spojrzała na leżąca parę. - Ale jesteście ubrani?
- Rose ty świntuchu! Tak jesteśmy.
- Wolę się upewnić. - Para lekko zakłopotana usiadła nadal przytulając się do siebie. Rose usiadła na swoim łóżku i przyglądała się im.
- A ty gdzie byłaś całą noc?
- Tu i tam...
- My tu się martwimy, a ty masz nam jedynie do powiedzenia „tu i tam”?! - Zapytała An z udawaną złością.
- Widzę jak się martwicie. - Rose wybuchła śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne! - Oburzyła się blondynka. - A tak serio to gdzie ty byłaś?
- Wiem tyle, że wyszłam z imprezy zerwać z Lucasem, ale sprawy się tak potoczyły, że tak jakby on ze mną zerwał, w sensie ja przez to cierpiałam.
- Powiedział ci?!
- Co? - Rose otworzyła usta ze zdziwienia. - Wiedziałaś o tym?!
- Rose...
- Tak czy nie! - Rose wstała z łóżka.
- Tak... no, ale nie chciałam ci mówić żebyś... no wiesz, nie cierpiała. Byłaś z nim taka szczęśliwa...
- I się tylko przyglądałaś jak robię z siebie idiotkę?!
- Rose to nie tak... - Rose odwróciła się do przyjaciółki tyłem.
- Boże na ilu jeszcze osobach się zawiodę... - Mówiła bardziej do siebie. Po chwili skierowała się do An. Miała łzy w oczach. - Wiesz co? Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką...
- Bo jestem. - An wstała i skierowała się do przyjaciółki.
- Gdybyś nią była powiedziała byś mi prawdę, a nie trzymała jego stronę!
- Rosie to nie tak... - An chciała podejść do przyjaciółki jednak ta odepchnęła ją i wybiegła z dormitorium. Zaczęła szybko iść przez siebie co jakiś czas wycierając spływające jej łzy. Gdy przechodziła koło grupki Ślizgonów usłyszała śmiechy.
- Do mnie też przyjdziesz na noc Weasley?- Odwróciła się zdezorientowana.
- Co? - Spojrzała na niego pytająco.
- Nie mów, że ci się nie podobało. - Z tłumu wyszła Seraphin. - Z doświadczenia wiem, że jest dobry w łóżku. Na pewno takiej szarej myszce jak ty dogodził.
- Do niczego nie doszło!
- Jesteś pewna? - Seraphin uśmiechnęła się wrednie. - Oo, to miała być wasza tajemnica? Ups, Skor chyba nie potrafi trzymać języka za zębami.
- On ci tak powiedział? - Rose nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Wiedziała, że Skor nie jest potulnym barankiem, ale żeby posunął się do czegoś takiego. Seraphin pokiwała głową.
- Biedna Weasley myślała, że Malfoy się w niej zakochał, a on szukał tylko dziewczyny na noc. - Blondynka podeszła do niej bliżej. - Byłaś dla niego tylko wyzwaniem. Zwierzęciem które chciał upolować. - Przejechała po niej wzrokiem od góry do dołu. - Co jak co Weasley, ale po tobie bym się nie spodziewała, że tak łatwo wskoczysz mu do łóżka. - Rose nie wytrzymała. Strzeliła Seraphin z liścia, odwróciła się i pobiegła na 7 piętro do pokoju życzeń. Gdy ukazały jej się drzwi wpadła do środka. Stanęła przy ścianie i osunęła się po niej. Schowała głowę w kolanach i zaczęła płakać. Nie wiedziała już komu może ufać, a komu nie. Zawiodła się na kuzynie, chłopaku, przyjaciółce i Scorpiusie... „Co ja sobie myślałam, że zmieni się dla mnie, zakocha we mnie i będziemy szczęśliwi? Jestem taka głupia” pomyślała i zalała się łzami. Do pokoju nagle ktoś wszedł. Poznała zapach perfum, które czuła rano. Szybko wstała i stanęła naprzeciwko Skorpiusa.
- Czego chcesz?!
- Pogadać... Rose co się stało?
- Nie udawaj, że nie wiesz!
- O czym? - Blondyn nie miał kompletnie pojęcia o co chodzi Weasley.
- O to ci chodziło, prawda? By się na mnie zemścić. Udało ci się! Teraz cały Hogwart wie jaki jesteś wspaniały, bo udało ci się zaliczyć niewinną Weasley.
- Nie zrobiłem tego.
- Może i nie, ale rozpowiadać plotki to ty lubisz. Bo kto uwierzy małemu rudzielcowi.
- Od kogo się tego dowiedziałaś? - Jego ton nie był przyjemny. - Odpowiedź!
- Grupa Ślizgonów się śmiała czy do nich też przyjdę na noc i czy podobało mi się z tobą w nocy.
- I co?! Uwierzysz im?!
- Nie wiem już komu mam wierzyć! Okłamał mnie mój chłopak, kuzyn, przyjaciółka i ty!
- Teraz już kompletnie nie rozumiem. Zobaczyłem cię wczoraj pijaną chodzącą po korytarzach Hogwartu, więc wziąłem cię do swojego dormitorium, bo do twojego po pierwsze, by mnie nie wpuścili, po drugie była tam An z Ashtonem. Przebrałem cię w swoją koszulę i poszłaś spać wtulając się we mnie. Czemu płakałaś?
- Zerwałam z Lucasem...
- Nie tego chciałaś?
- Powiedział mi, że nigdy mnie nie kochał, że nawet mu się nie podobam. Był ze mną bo James tak chciał.
- Po co?
- Chciał mnie trzymać z dala od ciebie! - Rose znowu poleciały łzy. Skor podszedł do niej i przytulił ją.
- Co się stało z An? - Zapytał gładząc ją po plecach.
- Wiedziała o wszystkim. - Szepnęła mu w tors. Skor przytulił ją mocniej i pocałował w głowę. Rose odepchnęła go.
- Przestań!
- O co ci chodzi?
- Wykorzystałeś mnie, a teraz myślisz, że jak mnie przytulisz to będzie wszystko w porządku? - Rose odwróciła się i wybiegła na korytarz. Nie wiedziała co ma zrobić ze sobą. Dobiegła do końca korytarza i weszła w pierwsze lepsze drzwi. W pomieszczeniu znajdowały się schody. Rose zaczęła się po nich wspinać. Na końcu była drewniana klapa, otworzyła ją i weszła do środka. Rozejrzała się, wokoło stało tam kilka krzeseł, pod ścianą opierały się stare obrazy i było tam mnóstwo pajęczyn. Od razu pomyślała, że to strych. Podeszła do okna. Zobaczyła za nim las. Zauważyła, że znajduję się wyżej niż myślała. Na ten widok zaczęło jej się kręcić w głowie i odeszła od okna. Usiadła na podłodze i oparła się o ściane. Musiała sobie wszystko przemyśleć. Potrzebowała chwili samotności.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Skor chodził po zamku i szukał rudej. Na jednym z korytarzy napotkał Jamesa. Podszedł szybko do niego.
- Widziałeś Rose? - Powiedzieli obydwoje w tym samym czasie. James spojrzał na niego podejrzliwie, za to Skor przyglądał mu się pytająco.
- Nie, szukam jej od imprezy.
- Widziałem się z nią jakieś 10 minut temu po czym uciekła.
- Co się stało, że uciekła? Zrobiłeś jej coś?! - Potter szedł na niego z różdżką.
- James uspokój się! - Krzyknęła za nim An. - To nie jego wina, tylko Lucasa. - James spojrzał na nią pytająco. - I twoja. - Dodała po chwili.
- Jak to?
- To ty kazałeś być Lucasowi z Rose, by trzymała się z dala od Skorpiusa. Przez ciebie się w nim zauroczyła i teraz cierpi. Przez ciebie nienawidzi ciebie, Lucasa, mnie, Scorpiusa i siebie. I przez ciebie...
- Co ja jeszcze zrobiłem? - Spytał wkurzony.
- Przez ciebie Ślizgoni rozpowiadają, że Rose wskoczyła do łóżka Malfoyowi. - Potter spojrzał na nią smutno.
- Trzeba znaleźć Rose. Jest ktoś do kogo mogłaby pójść?
- Nie wydaje mi się. - Wtrącił Skor. - Mówiła, że nie wie już komu ufać i że każdy ją okłamuję.
- Czyli siedzi gdzieś sama.
- Rozdzielmy się. Ja i Skor przeszukamy od góry do 5 piętra, ty i Ashton poszukacie od 4 piętra w dół i błonia. - Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i ruszyli w wyznaczone miejsca.
- Czemu chciałaś żebym z tobą poszedł? - Zapytał niepewnie blondyn.
- Bo chce wyjaśnić z tobą kilka spraw.
- Jakich? - Spojrzał na idącą koło niego Anabelle.
- Przespałeś się z Rose?
- Przecież wiesz, że bym tego jej nie zrobił.
- Nie mam tej pewności... Czemu Rose była u ciebie w dormitorium?
- Była pijana i ledwo chodziła. Nie wpuścili, by mnie do waszego dormitorium, a z tego co wiem było zajęte. - Spojrzał na nią znacząco.
- To już moja sprawa.
- I Ashtona, który jest moim przyjaciele, tak więc to też i moja sprawa.
- Do niczego nie doszło.
- W tym sensie nie. - Stanęła i spojrzała na niego zła.
- A w jakim sensie tak?
- Szliście za rękę i jak się rozdzielaliśmy pocałował cię w policzek.
- Wygrałeś. - Zaczęła znowu iść. - Jesteśmy razem. A teraz skupmy się i znajdźmy Rose.

******************************************************
Do pokoju w którym siedziała Rose ktoś wszedł. Odwróciła się i zobaczyła znajomą postać.
- Rosie?
- Hugo. - Wstała i przytuliła brata.
- Co ty tu robisz? - Odsunęła się od niego i spojrzała w podłogę.
- Uciekam.
- Przed czym?
- Przed wszystkimi.
- Co się stało. - Podszedł i przytulił siostrę.
- James kazał Lucasowi rozkochać mnie w sobie żebym trzymała się z dala od Skora.
- Lucas nic do ciebie nie czuł? - Rose pokręciła głową.
- A co ty tu robisz?
- Wszyscy cię szukamy. Malfoy i James naprawdę chcą z tobą pogadać. Anabelle też się martwi.
- Nie chce ich widzieć. - Hugo złapał Rose za ramiona i spojrzał w jej oczy.
- Rozumiem, że jesteś na nich zła za to co ci zrobili, ale nie możesz się wiecznie przed nimi ukrywać. Prędzej czy później będziesz musiała wyjść i z nimi wszystko wyjaśnić. Zanim ich ocenisz najpierw wysłuchaj co mają ci do powiedzenia. Są dla ciebie ważni jak i ty dla nich na pewno nie powiedzą ci kłamstwa byś znowu nie cierpiała. - Rose uśmiechnęła się.
- Mama zawsze tak mówiła.
- Nie tylko ona, ty też zawsze mi to powtarzałaś. Stosowałem się do tego i wszystko się ułożyło. Teraz ty posłuchaj własnej rady i pogadaj z nimi.
- Hugo?
- Tak?
- Kim jest ta twoja dziewczyna? - Rose uśmiechnęła się szeroko.
- To już i tak nie ważne. - Hugo posmutniał.
- Hej, co się stało? - Ruda spojrzała na niego niepewnie.
- Zostawiła mnie dla innego.
- Nie przejmuj się tym. Znajdziesz w końcu tą w której zakochasz się na zabój ze wzajemnością.
- Tak jak ty i Skor?
- Nie, on mnie nie kocha. Tylko się mną bawi.
- Nie był bym taki pewny. Malfoy nie przepuści okazji do zaliczeni, a szczególnie kogoś takiego jak ty. A jednak coś go powstrzymało.
- Co masz na myśli mówiąc takiej jak ja?
- Nie jesteś łatwa jak większość dziewczyn w Hogwarcie. A szczególnie nie ulegasz Malfoyowi. Znasz swoją wartość. Przemyśl to i pogadaj z nimi. - Rose odetchnęła głęboko.
- Powiedz im żeby czekali na mnie w swoich dormitoriach. - Hugo pokiwał głową i wyszedł z pomieszczenia. Rose ruszyła chwilę za nim i skierowała się w stronę swojego dormitorium. Przebrała się szybko i czekała, aż przyjdzie An. Gdy blondynka weszła do pokoju uśmiechnęła się lekko.
- Rose...
- Wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie. Chciałaś mnie chronić, a poza tym jak byś mi wcześniej powiedziała nie uwierzyła bym ci. - Anabelle podeszła do rudej i przytuliła ją.
- Przepraszam, od teraz będę ci mówić całą prawdę i tylko prawdę. - Dziewczyny stały tak chwilę i przytulały się. An odsunęła się od niej.
- Skorpius nic nie wiedział o tym co ślizgoni mówili. Mu naprawdę na tobie zależy. - Rose spojrzała na nią pytająco. - Sprawdziłam go.
- Miałaś nie używać magii dopóki się nie zregenerujesz.
- To nic małe prosty sposób na prawdomówność nawet nie zaklęcie. - Rose podeszła i przytuliła się do niej.
- Muszę iść porozmawiać z chłopakami.
- Zawsze ich też mogę sprawdzić.
- Wole zdać się na intuicje i zaufać im. - An pokiwała głową po czym ruda wyszła z pokoju i skierowała się do dormitorium chłopaków. Zapukała w drzwi i weszła. James spojrzał na nią smutno. Podeszła do niego.
- Rose przepraszam cię, nie chciałem cię zranić.
- Wiem.
- Chciałem cię chronić.
- Jak wszyscy.
- Wybaczysz mi? - Rose pokiwała głową i przytuliła się do niego.
- Zrób coś dla mnie.
- Co takiego?
- Nie próbuj już więcej mnie chronić. - Zaśmiała się. James przytulił ją mocniej.
- Lucas chciał z tobą porozmawiać.
- To musi poczekać, bo jest ktoś ważniejszy kogo muszę przeprosić.
- Uważaj na niego. - Rose spojrzała na niego zła. - Tylko uważaj nic więcej. - Weasley pokiwała głową i wyszła. Na korytarzu rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i zeszła do lochów. Prześlizgnęła się z kimś do Pokoju Wspólnego ślizgonów i poszła do dormitorium Skorpiusa. Zapukała po czym weszła i zdjęła z siebie zaklęcie.
- Rose. - Skor ucieszył się na jej widok. - Przyszłaś.
- Obiecałam więc jestem.
- Rose ja...
- To ja cię przepraszam. Nie uwierzyłam ci, chociaż nie miałam do tego podstaw. I jeszcze dostało ci się za to wszystko. - Skor podszedł do niej i przytulił ją mocno. Rose spojrzała mu w oczy i zaczęła się do niego przybliżać. Ich usta złączyły się w pocałunek. Pocałunki były powolne i namiętne. Skor pociągnął ją za sobą i usiedli razem na łóżku nie przerywając pocałunków. Ruda oplotła jego szyję i przybliżyła do siebie. Skor zanurzył jedną rękę w jej czerwonych włosach, a drugą błądził po plecach. Oderwali się od siebie i spojrzeli sobie w oczy. Blondyn przybliżył ją do siebie i przytulił. Poczuł się tak jak wtedy pod drzewem, gdy byli tylko oni. Ruda czuła, że w jego ramionach nic jej nie grozi. Czuła się bezpiecznie i pewnie. Wtuliła się w niego bardziej. Skor pocałował ją w głowę. Do dormitorium przyszedł Ashton.
- Rose, An cię potrzebuję. - Ruda spojrzała zdziwiona na Skorpiusa i pobiegła do swojego dormitorium. Zobaczyła Anabelle skuloną na podłodze i płaczącą. Koło niej leżała list. Weasley podniosła go i przeczytała. Łza poleciała jej po policzku. Usiadła koło Anabelle, przytuliła ją i zaczęła gładzić po plecach. An wtuliła się w nią i zaczęła mocniej płakać. Siedziały tak razem w ciszy.


piątek, 14 marca 2014

24. To takie przereklamowane.

Hej kochani!
Chciała bym wszystkim którzy nadal czytają tego bloga podziękować.
Dzisiaj już mija rok od założenia go!
Mimo, że nie było dużo komentarzy cieszyłam się jak ktoś napisał coś pozytywnego.
Mam nadzieję, że dalej będziecie go czytać ;)
A teraz was nie zanudzam już i zapraszam na taki wyjątkowo długi rozdział ;)
W pewnym momencie pojawi się link z muzyką, zachęcam do włączenia jej przy czytaniu, by nadać większych emocji ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Minęły dwa dni od spotkania An i Ashtona w pokoju życzeń. Dzisiaj musieli iść do Rose i rzucić na nią przeciw zaklęcie. Inaczej to mogło się źle skończyć dla rudej. Skorpius po śniadaniu skierował się do gabinetu dyrektorki. Zapukał i nie czekając na odp wszedł.
- Dzień dobry pani dyrektor. - Uśmiechnął się uroczo.
- Dzień dobry panie Malfoy. Co pana do mnie sprowadza? - Skorpius usiadł na jednym z foteli stojących przed jej biurkiem.
- Czy jest szansa na odwiedzenie dzisiaj Rose? - Podniósł pytająco brew.
- Myślę, że była by taka możliwość. Ale dzisiaj nie mogę z tobą iść.
- A więc z kim mam iść?
- Z profesorem Danem. Znasz go, masz z nim Astronomię.
- Tak wiem... kiedy idziemy?
- Za godzinę pod wejściem głównym. - Malfoy pokiwał głową i wyszedł. Skierował się do pokoju życzeń, gdzie siedziała An i Ashton.
- I jak?
- Mamy godzinę. Idzie z nami nauczyciel Astronomii. - An prawię podskoczyła z podekscytowania. - Nie ciesz się tak i tak nie będzie wiedział, że tam jesteś. - Blondynka spiorunowała go spojrzeniem. Wpatrywała się chwilę w niego z przymrużonymi oczami. Skor złapał się za głowę. Z bólu aż zasyczał. Ashton spojrzał na Anabelle.
- Dość. - Szepnął do niej. An rozluźniła się, a Skorpius poczuł ulgę. Wyprostował się i zwrócił do Ashtona.
- Ashton umiesz już zaklęcie? - Przyjaciel spojrzał na niego wyczekująco.
- Muszę jeszcze chwilę poćwiczyć.
- To ja idę się przebrać. - Blondyn wyszedł zostawiając An i Ashtona samych.
- A więc jaki masz plan?
- Połączę się z Rose. - An wyciągnęła z torby szczotkę Rose. Ashton spojrzał na nią zdziwiony. - No co potrzebuję krwi, włosów lub cokolwiek bliższego Rose. - Wyjęła kilka włosów i położyła na chusteczce przed nią. Wyrwała kilka swoich i położyła na tej samej chusteczce. W pokoju pojawiło się sporo świec. -et incendat. - Wyszeptała i wszystkie świeczki rozpaliły się jasnym ogniem. Usiadła na podłodze i odetchnęła głęboko. -In utroque eadem sentire, minatur aliquis duorum. - Wyszeptała. Po chwili świeczki wybuchły ogniem. Włosy rude i blond na chusteczce, złączyły się, a po chwili zaczęły palić. Gdy ogień zgasł zostało tylko trochę popiołu. Świeczki wokoło uspokoiły się. - Już.
- I to nam pomoże?
- Szczerze? Nie. Rose będzie się tak długo trzymać przy życiu jak ja, a ja tak długo jak ona.
- Więc jak Rose umrze ty...
- Ja też. - An zaczęła kartkować księgę. - Mam jeszcze jedno zaklęcie, które nam pomoże. - Pokazała księgę Ashtonowi.
- Co to za zaklęcie.
- Gdy jesteśmy z Rose połączone to zaklęcie pozwoli mi kontrolować jej serce, by nie przestało pracować. Utrzyma ją przy życiu, ale nie na długo. Twoje przeciw zaklęcie musi zadziałać. - Gdy to mówiła zrobiła nacisk na musi. Ashton czuł powagę zadania, które mu powierzono. Stresował się, że mu nie wyjdzie i to będzie jego wina, że Rose i An zginą. - Jesteś gotowy?
- Tak. - W drzwiach pojawił się Skorpius. Był ubrany w szary podkoszulek i wytarte dżinsy. Wycelował w nich różdżką i rzucił zaklęcie kameleona.
- Pamiętajcie, że gdy będziemy się teleportować musicie złapać mnie za rękę. - Zrobił chwilę przerwy. - I nie wydawać żadnych dziwnych dźwięków. - Spojrzał w miejsce, gdzie przed chwila stała An.
- Czemu patrzysz się na mnie? - Zapiszczała blondynka.
- Muszę ci odpowiadać?

- Nie. - An złapała Ashtona za rękę i razem poszli za Malfoyem. Gdy dotarli pod wejście główne Dan już na nich czekał. - Po raz pierwszy się nie spóźnił. - Wyszeptał Skorpius. - Dzień dobry profesorze.
- Dzień dobry Skorpius. Gotowy?
- Tak. - Poszli razem w stronę bram Hogwartu, gdy byli już za nimi nauczyciel Astronomii zatrzymał się.
- Złap mnie za rękę. - An szybko złapała Skorpiusa. Dan dodał. - Dziwna prośba. - Blondyn wykonał jego prośbę. Po chwili wszystko wokoło zawirowało. Widzieli tylko kolorowe plamy. Po chwili upadli niezgrabnie pod Świętym Mungiem. - Jesteśmy. - Ucieszył się i puścił Skorpiusa. - Ok, masz tu pozwolenie od McGonagall na spotkanie z Weasley. Ja będę w mieście. Spotkamy się za godzinę. - Skorpius pokiwał głową i wszedł do szpitala. Za nim cały czas szła An i Ashton.
- Dzień dobry. - Malfoy podszedł do pielęgniarki, która ostatnio zaprowadzała go do Rose. Podał jej kartkę. Przez chwilę była zamyślona. Po chwili oddała mu kartkę.
- Chodź za mną. - Zaprowadziła go na to samo piętro do tej samej sali.
- Dziękuję. - Wyszeptał i wszedł do środka, a za nim An i Ashton. Blondyn zdjął z nich zaklęcie i zasłonił okna i drzwi w sali. Zamknął drzwi i odwrócił się. - Gotowi? - Anabelle i blondyn kiwneli zgodnie głową. - To zaczynamy. - Skorpius odsunął łóżko, wziął Rose na ręce i położył na podłodze. Stanął przy oknie, by nie przeszkadzać im. Ashton stanął naprzeciwko Rose. An chodziła po pokoju i rozstawiała świece. Gdy skończyła stanęła koło Rudej i wyciągnęła nad nią ręce. 

- Gotowa? 
- Tak.
- Libertas. - Wyszeptał Ashton i zaczął machać różdżką w różnych ruchach. An w tym samym momencie powtarzała zaklęcie trzymają ręce nad rudą.
- Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie. Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie... - Nic się nie działo. An nie przestawała, a Ashton znów wypowiedział zaklęcie.
- Libertas. - Zaczął w tych samych gestach wymachiwać. Z różdżki wydobyło się żółte światło. Nagle zaczęło coś pikać. Skorpius spojrzał na monitory od których odchodziły kabelki przyklejone do serca Rose. Linie stawały się coraz mniej górzyste. Po chwili usłyszeli długie pikanie i linie stały się proste.
- Tracimy ją! - An ledwo trzymała się na nogach i ciężko jej się oddychało.
- Et incendat! - Wykrzyknęła i wszystkie świeczki rozpaliły się. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie – Wyszeptała. Znów wybuchły dużym ogniem. Skorpius nie wiedział do końca co się dzieje. Serce Rose zaczęło znowu bić. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie! - W pokoju zaczął wiać wokół Anabelle duży wiatr. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie... - Anabelle zaczęła lecieć krew z nosa i ledwo trzymała się na nogach. Po chwili upadła na kolana. Skorpius rzucił zaklęcie wyciszające. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie. - An zaczęła ciec bardziej krew z nosa. Rose zaczęła przybierać kolorów. Jej serce biło normalnym rytmem. - Tactus sentitur ab uno, unus ex duobus corporibus separari. - Blondynka zaczęła krzyczeć z bólu. Rose powoli poruszyła ręką i zaczęła otwierać oczy. An uśmiechnęła się na ten widok i po chwili upadła na ziemie. Ahton podbiegł do niej. Była nie przytomna. Rose przekręciła głowę i zobaczyła swoją przyjaciółkę. Oparła się na łokciach, by lepiej widzieć co się stało.
- Anabelle! Co się stało?! - Skorpius podszedł do Rose.
- Ona uratowała ci życie. - Rose spojrzała przerażona na niego. Klęknęła przed An.
- An, obudź się! Proszę otwórz oczy! - Ashton przyłożył rękę do jej tętnicy.
- Nie czuję tętna. - Rose zaczęły płynąc łzy. Złapała ją za rękę.
- Proszę otwórz oczy. Musisz żyć! - Ruda wybuchnęła płaczem. Malfoy usiadł przy Rose i objął ją ramieniem. - Nie, nie! - Rose oparła się głową o leżącą przyjaciółkę. Łzy płynęły jej strumieniami. -An, proszę obudź się. - Wyszeptała.
- Mówiłeś, że An połączyła siebie i Rose, więc co teraz stanie się z Rose.
- Na końcu wypowiedziała Tactus sentitur ab uno... coś tam. Rozumiem z tego tylko tyle, że rozłączyła tą więź. - Skorpius odsunął Weasley od ciała blondynki i przytulił do siebie. Ruda wtuliła się w niego. Patrzyła na blade ciało przyjaciółki, a łzy nadal płynęły jej po policzku.
- Nie mogę jej stracić. - Łkała Rose. „To się nazywa przyjaźń, oddała za rudą życie” pomyślał Skorpius. Ashton położył głowę An u siebie na kolana, a po policzku poleciały mu łzy. Nie mógł uwierzyć, że to się stało. Oczywiście wiedział, że istnieje takie ryzyko, ale miał nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie. Jednak życie to nie bajka. Rose podeszła do niego i przytuliła go. Ashton spojrzał na nią, jednak nadal gładził An po głowie. Rose złapała blondynkę za rękę.
- Dziękuję. - Wyszeptała. Oczy znowu ją zapiekły i poleciały łzy. Nie mogła pogodzić się z faktem, że jej przyjaciółka przez nią nie żyje. Spojrzała na Malfoya, który właśnie wycierał płynącą mu po policzku łzę. Podszedł do rudej. Rose wstała i przytuliła go.
- Tak mi przykro. - Szepnął w jej rude włosy. Nagle Anabelle gwałtownie usiadła z przerażeniem w oczach i zaczęła kaszleć.
- An! - Rose rzuciła się na nią i przytuliła. Kaszlnęła jeszcze kilka razy i przytuliła się do Rose.
- Umieranie jest do dupy. - Rose zaśmiała się i wtuliła się mocno w przyjaciółkę.
- Nie strasz mnie tak więcej. - Razem śmiały się i przytulały. - Zabieracie mnie do Hogwartu?
- Nie, ale doprowadzimy ten pokój do porządku i wezwiemy lekarza. Wyjdziesz najpóźniej jutro rano. - Skorpius uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Weasley wstała i przytuliła się do niego.
- Dziękuję. - Malfoy przytulił ją.
- Nie ma za co Lisica. - Ashton zaczął chodzić po pokoju i sprzątać zaklęciami. An zbierała świece do torebki. - Musisz się ogarnąć, bo lekarze skapną się, że płakałaś. - Skor wyciągnął różdżką i skierował ją w Rose. Wyszeptał zaklęcie i ruda znowu wyglądała normalnie. Weasley skierowała się do łóżka, które przed chwilą Ashton przesunął. Skorpius zdjął zaklęcie uciszające, otworzył drzwi i rzucił zaklęcie kameleona na Ashtona i An. An poodsłaniała okna i drzwi, a Skorpius wyszedł i skierował się po doktora. Szybko wrócili. Doktor przebadał Rose.
- Wszystko jest już bardzo dobrze. Jesteś zdrowa. - Uśmiechnął się. - Zawiadomię McGonagall i już dzisiaj wieczorem będziesz w Hogwarcie. - Ruda uśmiechnęła się na te wieści.
- Zobaczymy się w zamku. - Skorpius podszedł i przytulił ją po czym wyszedł, a za nim An i Ashton. - Musimy zrobić dla Rose imprezę powitalną. - Szepnął do nich i wyszedł ze szpitala. Czekał tam już na niego Dan.
- Gotowy? - Ashton złapał An za rękę, a ona złapała Malfoya.
- Tak. - Skorpius złapał nauczyciela i obraz się rozmył. Wylądowali nieprzyjemnie pod bramami Hogwartu. W ciszy weszli do zamku.
- Do widzenia Skorpius.
- Do widzenia. - Dan poszedł w stronę błoni, za to Skorpius zdjął zaklęcie Kameleona i pobiegł do McGonagall.
- Wszystko w porządku? - Zmartwił się Ashton.
- Tak.
- Musisz zmyć z twarzy tą krew bo pomyślą, że jesteś wampirem. - An zaśmiała się i poszła na górę. W połowie schodów odwróciła się i pomachała blondynowi. Ashton uśmiechnął się i poszedł w stronę lochów. Skorpius wszedł bez pukania do McGonagall.
- O, pan Malfoy. Miałam nadzieje pana zobaczyć. Właśnie przyszła sowa ze szpitala. Rose już dzisiaj wraca. Jakimś cudem wyzdrowiała. - Spojrzała podejrzanie na blondyna. Ten tylko uśmiechnął się.
- Ja właśnie w tej sprawie. Co by pani dyrektor powiedziała na imprezę powitalną dla Rose?
- Imprezę?
- Takie trochę większe spotkanie. - Uśmiechnął się.
- Bardzo bym chciała uczcić powrót Rose do zdrowia, lecz niestety nie mogę się zgodzić na jakieś imprezy.
- Ale...
- Przykro mi. Jeżeli to już wszystko to przepraszam, ale mam dużo pracy. - Wskazała mu ręką drzwi. Blondyn wyszedł posłusznie. Szybko skierował się do lochów. Wszedł do dormitorium i usiadł w fotelu naprzeciwko Ashtona. Ashton siedział jakiś przygnębiony.
- Co to za mina? Przecież nam się udało. - Blondyn nalał sobie ognistej w szklankę i wypił naraz. - Ashton tylko uśmiechnął się lekko. Blondyn spojrzał na niego podejrzanie. - Co jest?
- Martwię się o An. Jak dla początkującej, drobnej czarownicy, takie zaklęcia to sporo.
- Ale przecież wszystko w porządku, wróciła do żywych...
- No właśnie, jak to się stało? - Zastanawiał się Ashton. Spojrzał na zamyślonego przyjaciela. - Jak z imprezą?
- Ta jędza nie pozwoliła. - Uśmiechnął się łobuzersko Skor.
- Ale tobie to chyba nie przeszkadza?
- Mamy zapas alkoholu, możemy sami zrobić potajemną imprezę.
- Ale gdzie? - Spojrzał pytająco.
- Tam gdzie nauczyciele nigdy nas nie znajdą. - Uśmiechnął się i wstał
- Pokój życzeń?
- Czytasz mi w myślach. - Wziął z biurka pergaminy i odwrócił się do przyjaciela. - Musimy wysłać zaproszenia do osób ważnych dla Rose żeby przyszły. To będzie impreza niespodzianka. - Ashton uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek i wstał.
- Dobra to ty się tym zajmij, a ja idę zobaczyć co u Anabelle. - Skor pokiwał głową i zabrał się do pracy. Blondyn szedł szybkim krokiem. Wszedł do szatni na boisku i wziął jedną z mioteł. Wyszedł na boisko i wzbił się w powietrze. Skierował się w stronę okna An. Zapukał kilka razy, gdy blondynka mu otworzyła wleciał do środka. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. - Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- To już nie można wysłać sowy, tylko wbijasz mi się przez okno? - Zaśmiała się.
- To takie przereklamowane. - Spojrzał na nią poważnie. - Jak się czujesz?
- Już o wiele lepiej, dziękuję. - An podeszła i się przytuliła.
- Wiem, że to głupie pytanie, ale... Jak ci się udało z powrotem wrócić do żywych.
- Powiem tylko tyle, że niedługo będę tego żałować. - Ashton spojrzał na nią pytająco. An tylko zerknęła na niego. Przybliżył się do niej, podniósł jej głowę i spojrzał w oczy. An spojrzała ukradkiem na jego usta. Zbliżyli się. Ashton delikatnie musnął jej usta, w oczekiwaniu na zgodę. An odwzajemniła. Zaczęli delikatnie. Blondynka przytuliła bardziej ślizgona i wtopiła rękę w jego włosy. Ashton błądził ręką po jej plecach. Ich pocałunki stały się bardziej zachłanne i namiętne. Po chwili odsunęli się od siebie. Ahton spojrzał niepewnie na blondynkę. An uśmiechnęła się do niego. - To jak z tą imprezą? - Szepnęła.
- Skorpius robi prywatną w pokoju życzeń. - An szerzej się uśmiechnęła i znowu pocałowała chłopaka.

***********************

Skorpius szedł po schodach. Pod portretem grubej damy stała już Rose w białej sukience przed kolana z kokardą na plecach i włosach związanych w wysoki kucyk. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Co to za niespodzianka?
- Zobaczysz. - Stanął za nią i związał jej oczy chustką. - Idziemy. Przytulił Rose i prowadził do pokoju życzeń. Gdy weszli Weasley zdjęła wstążkę. Wszyscy wyskoczyli i krzyknęli.
- NIESPODZIANKA!! - Rose uśmiechnęła się i zaczęła się ze wszystkimi witać. Zaczęła grać muzyki, a alkohol lał się strumieniami. Wszyscy tańczyli i się dobrze bawili. Wśród nich była gdzieś Rose. Skorpius szukał ją pośród tłumu. Gdy ją zobaczył, podszedł i pociągnął ją na taras.
- Jak się bawisz? - Uśmiechnął się do niej.
- Dobrze, dopóki mnie nie zabrałeś. - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Brakowało mi docinków Lisicy. - Zaśmiał się. Rose podeszła do niego i złapała go za rękę.
- Wtedy w szpitalu, gdy byłeś chyba pierwszy raz. Gdy byłam nie przytomna. Było tak jakoś dziwnie. Mimo że byłam nieprzytomna i nie potrafiłam się obudzić, słyszałam co do mnie mówiłeś. - Skor lekko nabrał rumieńców. 
- A co dokładnie słyszałaś?
- Że głupio się czujesz tak do mnie mówiąc. - Zaśmiała się. - I że wolałbyś być na moim miejscu, żebym tak nie cierpiała... - Dokończyła szeptem. Po czym spojrzała na niego. - Jesteś zupełnie inny niż się spodziewałam. Dzisiaj widziałam jak wycierałeś łzy.
- Poznałaś czułego Malfoya. Teraz się dobrze zastanów jak wykorzystać tę wiedzę przeciwko mnie. - Uśmiechnął się. Rose zaśmiała się.
- Nie zrobię tego. - Skor spojrzał na nią zdziwiony. - Zastanawiam się tylko czemu to ukrywasz?
- Bo tak jest łatwiej. - Powiedział bez emocji. - poza tym jestem Malfoy, wiesz nazwisko zobowiązuje mnie do bycia jak skała bez uczuć.
- A jednak je masz no popatrz. - Uśmiechnęła się. -Nie miałam wcześniej okazji.
- Na co? - Spojrzał na nią pytająco.
- Na podziękowanie ci.
- Nie mi powinnaś dziękować, tylko Ashtonowi, a przede wszystkim An.
- Ty byłeś przy mnie, gdy to się stało. Ty mnie zaniosłeś do pielęgniarki. I to ty się dowiedziałeś co mi się stało. Gdyby nie ty, nikt by nie wiedział co się ze mną dzieję, a wtedy...
- Nie wracajmy do tego. - Rose kiwnęła głową.
- Dziękuję. - Podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Spojrzał jej głęboko w oczy i przyciągnął do siebie. Rose bez oporu przytuliła go i pocałowała. Uśmiechnęła mu się w usta i ponowili pocałunek. Nagle przybiegł Ashton. Dwoje zakochanych odskoczyło od siebie jak poparzeni
- Coś się stało? - Spytał zdezorientowany Malfoy.
- Rose, Lucas cię szuka. - Skor odetchnął zrezygnowany. Rose spojrzała na niego przepraszająco i wróciła do pokoju. - Co tu się stało? - Przyjaciel uśmiechnął się.
- Nie interesuj się tyle. - Powiedział Skorpius i wrócił do pokoju.

*****************

Rose podeszła do Lucasa i przytuliła się. Chłopak od razu odwzajemnił uśmiech.
- Tęskniłem za tobą. - Ruda nic nie odpowiadając pocałowała go. Czuła się dziwnie z myślą, że przed chwilą całowała Malfoya. Poszli razem tańczyć. Całej sytuacji przyglądał się stojący pod ścianą Skorpius. Nie był zły na nią, w końcu to jej chłopak. Bardziej był zły na siebie, że tak mu przy niej odbija. Rose pociągnęła Lucasa i wyszli z pokoju życzeń. Skierowali się na błonia.
- Czemu tu przyszliśmy? - Zapytał nie pewnie.
- Tam było głośno i tłoczno, a ja chciałam porozmawiać z tobą sam na sam.
- Coś się stało?
- Tak. Lucas, kocham cię, ale nie tak jak powinnam. Jesteś dla mnie jak przyjaciel i uwielbiam spędzać z tobą czas, ale jesteś za idealny. Potrzebuję w związku trochę kłótni, godzeń się, takiej spontaniczności. Z tobą było dobrze, ale nie tego oczekuję od chłopaka. Poza tym nie chce cię ranić będąc z tobą i myśląc o innym. Dlatego chce to zakończyć. - Lucas odetchnął.
- Dzięki bogu.
- Co? - Rose stanęła z założonymi rękoma. - Co powiedziałeś?
- Rose po prostu nie kocham cię, nawet mi się nie podobasz. Musiałem to zrobić bo twój kuzyn mnie poprosił.
- A jaką korzyść miał z tego James?!
- Chciał żebyś trzymała się z dala od Malfoya, więc...
- Rozkochałeś mnie w sobie! - Odwróciła się tyłem łapiąc za głowę. - Jak go spotkam to go zabiję. - Odwróciła się gwałtownie. - A ty zginiesz pierwszy! - Powiedziała z łzami w oczach.
- Rosie spokojnie.
- Nie masz prawa mówić do mnie Rosie! Jak w ogóle mogłeś się zgodzić na taki beznadziejny plan?! Ile byś to ciągnął?! Jak by James chciał to co, wziął byś ze mną ślub?!
- Bez przesady zerwał bym z tobą. - Nagle Lucas zachwiał się i złapał za czerwony policzek.
- Jesteś dupkiem! Tak samo jak on! Jeszcze większym niż Malfoy i wszyscy ślizgoni razem wzięci! Przed tobą James powinien mnie chronić, a nie przed nim! - Rose odwróciła się i zaczęła biec.
- Rose! - Usłyszała za sobą. Pobiegła dalej. Wzięła z pokoju wspólnego ślizgonów dwie ogniste Whiskey i poszła nad jezioro. Lucasa już nie było. Zaczęła pić i płakać. Łzy mieszały jej się z alkoholem. Było już późno. Impreza dla Rose, w której nie uczestniczyła, skończyła się i wszyscy rozeszli się do dormitoriów. Skor chodził po zamku i szukał rudej. Zobaczył ją idącą chwiejnie przez jeden z korytarzy. Poszedł za nią po drodze zbierając jej szpilki. Gdy był blisko złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. Była cała zapłakana i pijana.
- Co się stało? Gdzie ty byłaś?
- Tu i tam... - Zachwiała się lekko.
- I skąd miałaś alkohol, bo na imprezie cię nie widziałem odkąd wyszłaś z Lucasem. - Na dzwięk imienia byłego chłopaka Rose poleciały łzy. Skor przytulił ją do siebie. - Chodź do dormitorium.
- Nie. - Zaprzeczyła. - Chcę tańczyć. - Uśmiechnęła się uroczo. - Skor uśmiechnął się i pokręcił głową. Podeszła do niego bliżej i przyciągnęła jego twarz do swojej. Pocałowała go namiętnie. Skorpius odsunął ją lekko od siebie.
- Jesteś pijana.
- Nie prawda!
- Chodź. - Blondyn podszedł do niej i wziął ją na ręce i zaniósł do swojego dormitorium. Ashtona tam nie było z czego Skor się ucieszył. Położył Rose na swoim łóżku i podszedł do szafy. Wyjął jedną ze swoich koszulek i podał rudej. - Masz przebież się. - Rose niezręcznie próbowała zdjąć sukienkę, ale na marne. Chłopak podszedł i pomógł Gryffonce. Spojrzał na jej śliczne szczupłe ciało i włożył na nią swoją koszulkę. Rose pociągnęła go do siebie i pocałowała. Leżeli tak razem wtuleni w siebie, co chwilę całując się. Odsunął lekko Weasley i podszedł do mini barku nalał sobie ognistej w szklance. Spojrzał na łóżko. Jasne ciało Rose, pięknie lśniło w blasku księżyca, jej niewinna dziecinna twarzyczka, leżała słodko wtulona w poduszki. Leżała tak spokojnie. Skorpius przypomniał sobie jak zobaczył ją w szpitalu, bladą i bez życia, jaki poczuł wtedy ból, myśląc o tym, że może ją stracić. Odłożył szklankę i położył się koło niej. Rosie wtuliła się w niego jak w ulubionego misia i zasnęła. Malfoy spojrzał na nią i czuł, że ma wszystko czego potrzebował, a potrzebował właśnie tego małego rudzielca.

poniedziałek, 10 lutego 2014

23. Masz o mnie aż tak złe zdanie?

Gdy tylko weszli do zamku Skorpius skierował się w stronę dormitorium. Miał nadzieję, że jego przyjaciel nauczył się już przeciw zaklęcia. Musieli pomóc Rose jak najszybciej, bo na pomoc lekarzy nie miała co liczyć. Czym bliżej był lochów tym bardziej się niepokoił. Wszedł do pokoju wspólnego. Usłyszał, że ktoś go woła. Zignorował to i poszedł szybko do dormitorium.
- Powiedz, że już to umiesz?- Powiedział blondyn kładąc się na łóżku.
- Co z Rose? - Ashton próbował zmienić temat.
- Stan jest stabilny, na razie, nadal jest w śpiączce. A wygląda jak trup. Jest tak biała jak jej pościel.
- Może lekarze już wiedzą co jej jest? - Powiedział z nadzieją przyjaciel.
- Mówią, że trzeba czekać. Rose nie ma czasu na czekanie. - Zdenerwował się. - Jedyną jej szansą na życie jesteśmy My. Musimy jej pomóc. Umiesz już to zaklęcie?
- Skor...
- Błagam tylko nie mów, że nie dasz rady stary.
- Dam, ale zaklęcie jest trudniejsze niż myślałem. Zajmie mi to więcej czasu.
- Ile?
- Nie mam pojęcia. Robię co w mojej mocy. Do tego czasu Rose jest skazana na lekarzy...
- Którzy nic nie robią! Każą jej czekać i leżeć, jak by miała tylko grypę! - Blondyn wstał i cisnął lampą w ścianę.
- Spokojnie. Dam radę. Obiecuję... - Skor spojrzał na przyjaciela ze smutkiem w oczach.
- Nie będę ci przeszkadzać. - Malfoy wyszedł na korytarz. Nie wiedział co za bardzo ze sobą zrobić. Nie miał ochoty na nikogo towarzystwo. Nagle zauważył blond piękność idącą w jego kierunku.
- Skorpius misiaczku. - Dziewczyna objęła blondyna i próbowała go pocałować, Malfoy jednak odchylił głowę.
- Séraphin nie mam ochoty teraz.
- Chyba sobie robisz ze mnie jaja. - Zdenerwowana stanęła przed nim i założyła ręce. - Unikasz mnie od kilku dni. Obmacujesz się z Larisą, a jak daje jej nauczkę to naskakujesz na mnie.
- Bo przesadziłaś...
- Zasłużyła na to! Mogła cię nie obmacywać!
- To była moja wina zrozum to!
- Mniejsza o to czyja wina. Ktoś musiał za to zapłacić. Potem widziałam cię spotykającego się z tą małą Potter.
- Dobrze wiesz jak z nią było.
- Nie skończyłam jeszcze więc mi nie przerywaj. Nie ważne jak z nią było. Olałeś mnie dla niej. A teraz uganiasz się za tym rudzielcem Weasley. Co mam zrobić żebyś w końcu mnie zauważył?! Przefarbować się na rudo?!
- Wiesz co najlepiej by było, gdybyś zrobiła?!
- Co?!
- Przestań być taką suką i puszczać się na lewo i prawo.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało. Zawsze gdy mnie chciałeś byłam dla ciebie.
- Zrozum, że zraniłaś moją przyjaciółkę.
- Ona nie była twoją przyjaciółką! Była moją, ale już nie jest! I zapłaci za to, że mi zabrała ciebie! Zemszczę się na jej rodzicach!
- Nawet się nie waż...
- Wiesz, że dla mnie to tylko jeden telefon, a jej rodzice zostaną wyrzuceni i nie dostaną nigdzie żadnej pracy. - Séraphin przymrużyła niebezpiecznie oczy. - Dałam im wszystko. Były lubiane, spędzały ze mną tyle czasu ile inni uczniowie tylko mogli pomarzyć. Ratowałam je z wielu kłopotów.
- W które sama je wpędzałaś. Nic nie dajesz za darmo. Jak dajesz to zabierasz, podwójnie. Wiesz ile razy przez ciebie one cierpiały? Ty jesteś tylko pustą Barbie zapatrzoną w siebie. Nie masz uczuć bo nigdy cię nimi nie obdarzono. Jesteś rozpieszczonym dzieciakiem. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego i lepiej uważaj. Twój jakikolwiek ruch w kierunku zwolnienia rodziców Larisy. To mój krok w kierunku zniszczenia twoich rodziców.
- Nie odważysz się. - Blondynka była pewna siebie.
- Nie testuj mnie. - Skorpius odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Séraphin podbiegła i odwróciła go w swoją stronę.
- Nie chce cię stracić. Kocham cię. - Objęła go.
- Czyli to jak puszczałaś się z innymi, okazywałaś mi miłość? Jesteś żałosna. - Malfoy wyrwał się jej i poszedł na dół. Séraphin poczuła się dziwnie. Nikt nigdy z nią nie zerwał. Do oczu napłynęły jej łzy. Czuła ból. Po raz pierwszy. Nie podobało jej się to uczucie. Nie podobało jej się to, że Skorpius tak ją potraktował, że miał na nią haczyk. Nie mogła nic zrobić. Pojedyncza łza poleciała jej po policzku. Szybko ją wytarła. Zobaczyła idącego w jej kierunku Ślizgona z 5 roku.
- Max skarbie. - Podeszła do niego i zaczęła go całować. - Idziemy do mnie. - Rozkazała i pociągnęła chłopaka w stronę swojego dormitorium.

************************

„Muszę coś zrobić”, Ashton myślał gorączkowo. Nie da rady nauczyć się tego zaklęcia tak szybko to nie możliwe. Przechodził przez korytarz, gdy nagle ukazały mu się drzwi. Rozejrzał się czy nikt go nie widzi i podszedł do nich. Uchylił je lekko i zajrzał do środka. Zobaczył siedzącą Anabelle a wokół niej krąg zapalonych świeczek. Siedziała po turecku z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Blondyn wszedł powoli i cicho zamknął drzwi. Dziewczyna mruczała jakieś niezrozumiałe mu słowa.
- et incendat, et incendat. - Chłopak podszedł bliżej. Zauważył, że An trzyma ręce nad niezapaloną świeczką. - et incendat. - Nagle świeczka zaczęła się palić. Zadowolona Anabelle otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Poczuła, że nie jest sama. Uśmiech zniknął z jej twarzy i machnęła ręką w kierunku gdzie znajdował się Ashton. Zrobiła szybki ruch ręką znowu w przód. W efekcie Ashton upadł przed nią. - Co tu robisz?
- Co to było? Co to za magia? Nie znam tych zaklęć. I gdzie masz różdżkę?
- Nie potrzebuje jej. Ta magia czerpie energie z żywiołów.
- Jak się tego nauczyłaś?
- Nie nauczyłam, jestem z rodu czarownic z Salem. Jedyne czego potrzebuję to żywiołów, ziemia, wiatr, woda, ogień. Dopiero praktykuję te magię.
- To jest niesamowite.
- Na początku było strasznie, ale przyznaję teraz jest to niesamowite. - Ahton rozejrzał się wokoło.
- Jesteśmy w pokoju życzeń.
- Tak i co?
- On się ukazuję osobą które bardzo tego potrzebują z zawartością w środku której właśnie potrzebujesz.
- Przyszedłeś robić mi wykłady o tym pokoju? - An spojrzała na niego jak na wariata.
- Nie, potrzebuję kogoś kto pomoże mi z zaklęciem. - Powiedział podekscytowany. - Które uratuję życie Rose... - Dodał szeptem.
- Ashton bardzo chciała bym ci pomóc i oczywiście Rose, ale jestem w tym zielona. A z tego co wiem z zaklęć jesteś lepszy ode mnie.
- Nie masz jakiegoś zaklęcia, by mi chodź trochę pomóc?
- Musisz nauczyć się go. W ostateczności, gdy Rose będzie brakować czasu, a ty nadal go nie opanujesz, pomogę ci utrzymać ją przy życiu tak długo jak się da. Ile Rose ma jeszcze czasu?
- Nie wiele. Powinniśmy rzucić na nią przeciw zaklęcie najpóźniej za dwa dni.
- Ok. A więc masz dwa dni do nauczenia się zaklęcia. Też zabiorę się za szukanie zaklęcia, które ci pomoże. - Podeszła do niego i złapała go za rękę. - Musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz o mnie.
- Obiecuję. -Ashton uśmiechnął się do blondynki.
- Idź, ucz się zaklęcia. - Ślizgon pokiwał głową i wyszedł z pokoju. An machnęła ręką i wszystkie świeczki w pokoju zgasły. Rozłożyła ręcę.
- et incendat, et incendat. - Zaczęła szeptać. Mocno się skupiła. - et incendat! - Otworzyła oczy. Ujrzała wszystkie świeczki zapalone. Uśmiechnęła się. Wzięła z ziemi księgę czarów i zaczęła ją kartkować. Po chwili znalazła to czego szukała. -Merge animis et corporibus in... - Zaczęła szeptać zaklęcie.

*******************

- Widziałeś gdzieś Anabelle? - Starszy Potter wpadł do Hugona, który leżał na łóżku i czytał książkę.
- Hej, u mnie dobrze dzięki, że pytasz.
- Nie przyszedłem tu żartować.
- Nie skądże nie przeszkadzasz mi w ogóle, w tej chwili nic nie robiłem.
- To widziałeś ją czy nie?
- Nie. A co ja jej niańka? A tak poza tym, to co chcesz od niej?
- Odkąd wróciła unika mnie. Widziałem ją raz, po czym uciekła. - James usiadł zrezygnowany na fotelu.
- Z tego co pamiętam jeszcze jakiś tydzień temu skakał byś z radości, że An nie plącze ci się pod nogami. - James zmieszał się lekko.
- No, ale wiesz może w tej chwili za moimi plecami próbuję znowu pogodzić Rose z Malfoyem.
- Coś mi się wydaje, że nie o to chodzi. - Hugo uśmiechnął się.
- To o co? - James nie był pewien czy chce słyszeć odpowiedzi, ale nie pokazywał tego po sobie.
- Ty się zakochałeś! - James aż wstał do niego.
- Nawet tak nie myśl rudzielcu! An to An nigdy mi się nie spodoba! Nie ma takiej opcji! - Po tych słowach wyszedł i trzasnął drzwiami.
- Ahh... miłość... - Hugo usiadł z rozweseleniem w fotelu i kontynuował czytanie książki.

******************

Szedł korytarzami zamku. Szukał drobnej blondynki, którą tak bardzo chciał teraz zobaczyć. W oddali zobaczył swojego przyjaciela.
- Lucas, widziałeś An?
- Nie, a coś się stało?
- Nie...
- Idziesz na błonia?
- Taa... - Poszli w stronę wyjścia na błonia. Gdy byli niedaleko James zobaczył Anabelle. - An zaczekaj! - Blondynka szybko ruszyła w drugą stronę, jednak chłopak był szybszy. Złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. - Dlaczego mnie unikasz?
- Nie powinieneś się cieszyć?
- Może i się nie lubimy, ale nigdy nie uciekałaś przede mną.
- To nie tak, że się nie lubimy. Chociaż właściwie to my się nienawidzimy... I nie unikam cie.
- Owszem unikasz.
- Co z tego, robię to od pierwszej klasy. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? - W oddali zobaczyła idącą Larise i Lole. - Hej Lola! - Krzyknęła do Ślizgonek, które momentalnie się zatrzymały. - Wybacz muszę już iść. - Uśmiechnęła się uroczo i popędziła do dziewczyn.
- Coś się stało? - Zapytała niepewnie Lola. Anabelle złapała ją pod ramię i pociągnęła w stronę zamku.
- Życie mi ratujecie. Unikam go cały dzień, ale on się przyczepił jak jakaś pchła. Nie daje mi spokoju.
- Skorpius cię szukał. Jest chyba w sowiarni.
- Ok. - An szybko poszła na górę. Ledwo wspinała się po ostatnich schodkach, gdy wreszcie dotarła na samą górę. „Jeżeli go tam nie będzie to go zabiję”. - Pomyślała i otworzyła drzwi. Przy oknie stał wysoki blondyn. - Szukałeś mnie?
- Tak. Słyszałem, że pomożesz Ashtonowi nauczyć się zaklęcia.
- Tak. - „A więc tak mu powiedział”. - Chce pomóc Rose tak samo jak wy, bo jest moją przyjaciółką. - Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Co?
- Zastanawiam się nad czymś...
- Nad czym?
- Czemu tak ci zależy, by pomóc Rose? Jeszcze miesiąc temu cieszył byś się z jej stanu.
- Masz o mnie aż tak złe zdanie?
- Tak. - An stanęła z założonymi rękoma.
- Rose jest dla mnie ważna tak samo jak dla ciebie. Chce jej pomóc bo czuję, że jestem jej to winien. - Skorpius wyminął Anabelle i popędził szybko na dół. An usiadła na oknie. Spojrzała za nie i myślała nad słowami Malfoya.

--------------------------------------------------------------------------
Bardzo liczę na aktywność z waszej strony w formie komentarzy, bo to naprawdę daje poczucie, że ktoś to czyta i nie robię tego bez sensu ;) Czekam na wasze opinie :)

piątek, 17 stycznia 2014

22. Na jakie pytania mam ci odpowiedzieć?

- Nie mamy tyle czasu. Chodźmy teraz. - Zerwał się Skorpius.
- Teraz nas przyłapią. Już i tak zarobiłam szlaban. Właśnie... - Lola uderzyła się w głowę. - Muszę iść na szlaban. Wy zostajecie tutaj. - Spojrzała na nich surowo i wyszła. Skierowała się do cieplarni.
- Dzień dobry profesorze.
- Ah... Lola, dzień dobry. Chodź. - Nauczyciel wstał i wyszedł z cieplarni numer jeden. Lola poszła posłusznie za nim. Weszli do ostatniej cieplarni. Wokoło było pełno porozbijanych doniczek i porozrzucanej ziemi.
- Twoje zadanie. Masz to posprzątać. - Już chciał wyjść, gdy nagle się wrócił. - Zapomniał bym, różdżka. - Lola niechętnie oddała magiczny patyk. - Nie spiesz się, jeszcze kilka wspólnych szlabanów przed nami. - Uśmiechnął się do niej i wyszedł. Szybko zabrała się do pracy.

***************

- Dobra idziemy. - Zerwał się blondyn
- Gdzie? - Zaraz za nim wstał przyjaciel i wyszli razem z dormitorium.
- Zarobić szlaban w bibliotece. - Uśmiechnął się, blondyn. - Tylko co by tu zrobić? - Mówił bardziej do siebie niż do przyjaciela.
- Chodź. - Pociągnął go za sobą Ashton.

***********

An szła po zamku cała rozpromieniona. Cieszyła się, że nareszcie wróciła. W oddali zobaczyła Lucasa i Sashe. Stanęła za ścianą i obserwowała uroczą parkę. „Nie nadużywaj swoich zdolności”, przypomniały jej się słowa babci. „To nagły wypadek”, pomyślała i skupiła się na rozmowie Lucasa z blondynką. Po chwili stanęła przy ścianie, z rękoma zakrywającymi jej usta i szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć co przed chwilą usłyszała. Po chwili zakręciło jej się w głowie i kucnęła. Zauważył to najstarszy Potter. Szybko podbiegł do dziewczyny.
- An nic ci nie jest?
- Nie, tylko zakręciło mi się w głowie. - James pomógł wstać blondynce.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - Uśmiechnęła się do niego.
- Jestem twoim bohaterem. - Potter uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Chciał byś. - Zaśmiała się blondynka. Po chwili przypomniała sobie rozmowę krukona i uśmiech zszedł jej z twarzy. - Muszę już iść. Widzimy się... nie my się nigdzie nie widzimy. - Pobiegła szybko do dormitorium. Weszła ucieszona, że nareszcie zobaczy przyjaciółkę. Jednak w pokoju jej nie było. „Gdzie może być ruda?” Pomyślała An po czym poszła na błonia. Tam również nie było Rose. Przeszukała już prawie cały zamek. Nagle zobaczył Malfoya. Szybko pobiegła w jego stronę. Zatrzymała się jednak, gdy zobaczyła idącą za dwoma ślizgonami McGonagall.
- Panna Drank. Witamy znowu. - Uśmiechnęła się jej opiekunka. An odwzajemniła uśmiech.
- Profesor McGonagall?
- Tak?
- Nie widziała pani Rose?
- Panna Weasley została przeniesiona do Św. Munga z powodu jej ciężkiego stanu zdrowia. A teraz wybacz, ale muszę zaprowadzić tych dwóch delikwentów na szlaban. - An pokiwała zgodnie głową i poszła szukać Jamesa. Znalazła go w pokoju wspólnym Gryffonów.
- James musimy pogadać.
- Teraz jestem odrobinę zajęty. - Wokół niego siedziały jego fanki, które w tej chwili chciały zabić Anabelle za to, że chce im zabrać Pottera.
- Chodzi o Rose. - James jak poparzony wstał i poszedł za An.
- O co chodzi?
- Co się jej stało? Czemu jest w Św. Mungu?
- Rose jest w Św. Mungu?!
- Przestań robić sceny! To ty o tym nie wiesz?
- Nie! Idę do McGonagall. - James już chciał iść kiedy zatrzymała go blondynka. Wzięła go za ręce i spojrzała mu w oczy.
- Nie będziesz pamiętał gdzie jest Rose, ani tej rozmowy. Siedziałeś ze swoim fanklubem i razem się śmieliście. - Po czym puściła go i poszła poszukać Malfoya. Znalazła go w bibliotece. Schowała się za jedną z półek i obserwowała jak on i Ashton włamują się do działu ksiąg zakazanych.
- Tu jest tysiące książek. Jak mamy znaleźć akurat z tym zaklęciem?
- Zdamy się na intuicje. - Odpowiedział mu zaczytany Ashton.
- A co ja kobieta?
- Lepiej zabierz się do pracy, bo nigdy nie znajdziemy tej książki.
- Musieli zabrać nam te różdżki?
- Na tym polega szlaban ciołku. - Podeszła do nich cicho An.
- Malfoy musimy pogadać.
- Co tu robisz? Teraz nie mam czasu.
- Coś za coś?
- A co możesz dla mnie zrobić?
- Czegoś tu szukacie? Pomogę wam. W zamian za odpowiedz na moje pytania.
- Szukamy zaklęcia Tormentum. - An kiwnęła głową i poszła za półkę wyciągnęła różdżkę i powiedziała po cichu zaklęcie. Po chwili różdżka powędrowała przez półki. An szybko poszła za nią by jej nie zgubić. Zatrzymała się przy przedostatniej półce. Różdżka wskazywała grubą czerwoną książkę. Wyciągnęła ją i zaczęła kartkować jej strony. Po chwili znalazła zaklęcie którego szukali ślizgoni. Machnęła różdżką i zaniosła książkę chłopakom.
- Oto one. - Książka opadła przed nimi na stoliku.
- Jak ci się udało tak szybko ją znaleźć?
- Na jakie pytania mam ci odpowiedzieć? - Ashton zaczął czytać zastosowanie zaklęcia i przeciw zaklęcie, w tym czasie An i Skor poszli do biblioteki i weszli pomiędzy półki. - A więc?
- Czemu Rose jest w Św. Mungu?
- Lilly rzuciła na nią zaklęcie, które właśnie znaleźliśmy. Przez nie Rose trafiła w ciężkim stanie do Św. Munga.
- Ja zabiję tego rudzielca. Nic więcej nie wiadomo co z Rose? - Blondyn zaprzeczył kiwając głową.
- Skąd wiesz, że ruda trafiła do Św. Munga?
- Bo sam ją zaniosłem do pielęgniarki. Znalazłem ją nieprzytomną na schodach. - Blondynka podeszła i uścisnęła Skorpiusa.
- Dziękuję. - Szepnęła.
- Nie ma za co. - Drank puściła chłopaka i wyszła z biblioteki.
- Jednak Gryffonki nie są takie złe co?
- Znalazłeś coś?
- Tak. To zaklęcie powoduje straszne męczarnie, po dwóch tygodnia ofiara zaklęcia nie wytrzymuje i umiera.
- Jest jakieś przeciw zaklęcie? - Zdenerwował się blondyn.
- Tak, wyrwałem stronę i od zaraz zacznę się go uczyć.
- Będziemy musieli dostać się do Rose.
- McGonagall miała załatwić ci odwiedziny rudej.
- I zaraz się o to upomnę. - Malfoy wyszedł z biblioteki i skierował się w stronę gabinetu dyrektorki.

*************

- Jak ją znajdę to zabije gołymi rękami. - Mówiła do siebie An idąc przez korytarz.
- Co się tak denerwujesz? - Do blondynki podeszła Kendra.
- Nie twój interes. - Zdenerwowała się blondynka
- Masz rację. - Spojrzała na nią i dodała. - Ale jestem ciekawa, a może nawet ci pomogę.
- Cóż za zaszczyt dla mnie, że Ślizgonka chce pomóc biednej Gryffonce.
- Skoro tak uważasz. Kogo szukasz?
- Lilly Potter.
- Zapytaj Loli, ostatnio widziałam je razem.
- Dzięki. - Blondynka szybko poszła do lochów. Z pokoju wspólnego wychodził akurat jakiś pierwszoroczny. An szybko weszła i skierowała się do dormitorium dziewczyn. Pukała po kolei do drzwi, ale nigdzie nie mogła znaleźć szatynki. W jednym z dormitorium znalazła Larise.
- Larisa, nie widziałaś Loli?
- Nie. - Szatynka powiedziała przez łzy. An podeszła do niej.
- Co się stało?
- To nie widziałaś plakatów jakie zrobiła Séraphin? A no tak nie było cię w szkole...
- Czemu się nią tak przejmujesz?
- Bo one może zrobić co chce z kim chce, posługuje się rodzicami jak marionetkami, w każdej chwili moi rodzice przez nią mogą stracić pracę.
- Musisz być silna i pokazać jej, że nie dasz się zastraszyć. Nie bądź wiecznie jej marionetką jak wiele osób. - Anabelle podeszła do niej bliżej i ją przytuliła. - Bądź silna.
- Dziękuję. - Do pokoju nagle weszła Lola.
- Szukałam cię wszędzie.
- Mnie?
- Gdzie jest Lilly?
- Po co ci mała Potter? - Lola spojrzała na nią podejrzliwie.
- Dowiedziałam się co zrobiła Rose i obiecuję, że zabije ją gołymi rękami.
- O nią się już nie martw. Leży nieprzytomna w starej klasie. - An spojrzała zdziwiona na Lole.
- Tylko komuś pomagałam, a ta mała wiewióra od kilku dni mnie denerwowała. Zasłużyła na to. - Blondynka pokiwała głową i wyszła z dormitorium.

****************

Skorpius szedł pospiesznie do gabinetu dyrektorki. Szybko powiedział hasło i wspiął się na samą górę po schodach. Zapukał i usłyszał ciche proszę.
- Panie Malfoy, już wysprzątaliście?
- Tak, tak. Ja w innej sprawie.
- Słucham. - McGonagall przerwała dotychczasowe zajęcie i spojrzała na blondyna.
- Co z moimi odwiedzinami Rose?
- Dzisiaj po obiedzie się wybieram porozmawiać z lekarzem.
- Idę z panią.
- O 14:00 pod drzwiami wejściowymi i proszę się nie spóźnić panie Malfoy. - Skorpius wyszedł uśmiechnięty. Chciał pomóc rudej jak i ją zobaczyć. Do obiadu zostało pół godziny, poszedł więc przejść się po błoniach. Szedł ścieżką jak najdalej od wszystkich ludzi. Zauważył drzewo pod którym siedział razem z Weasley. Mimowolnie skręcił w tamtą stronę. Odchylił lekko gałęzie i wszedł do środka. Usiadł na ziemi, opierając się o pień i lekko przymknął oczy. Uśmiechnął się na wspomnienie tamtego wieczoru, kiedy mógł być tak blisko Rose. Przytulić ją, poczuć jej słodki zapach perfum. W tamtej chwili zdał sobie sprawę, że nie zaliczy rudej. Nie potraktuje jej jak innych dziewczyn. Ona była wyjątkowa, nieosiągalna, przez co bardziej go do niej ciągnęło. Nie rozumiał nawet ich sporu. Kłócili się tak dla zasady, bo tak było kiedyś to i teraz musi. Przypomniało mu się pewne wspomnienie. „Miał wtedy 7 lat. Zobaczył niedaleko bawiące się dzieci. Postanowił do nich podejść. „Cześć jestem Skorpius. A wy?” wybełkotał. „ja cie znam, jesteś Malfoy” Powiedział najstarszy chłopak z niebieską czupryną, „Odejdź z tond.” Posłusznie odszedł. Usłyszał za sobą ciche truchtanie. Odwrócił się i zobaczył małą dziewczynkę o promiennej twarzy i krwisto czerwonych włosach. „Nie przejmuj się nim. Jestem Rosie.” Mała uśmiechnęła się szeroko do niego. „Jesteś Weasley?” „Tak.” Skorpius posmutniał. „Tata zabronił mi się z tobą zadawać. Jesteś zdrajcą krwi. Jesteś szlamą.” Po tych słowach blondyn odszedł zostawiając rudą dziewczynkę samą.” Nie wiedział jak zranił rudą. Dopiero teraz przypomniał sobie wyraz jej twarzy i łzy w oczach. Nienawidził jej bo tak mu kazali, a nawet jej nie znał. Może i jest Weasley, zdrajcą krwi, ale kogo to teraz obchodzi. No tak, jego rodzinę. Mimo, że jego ojciec nie chce podtrzymywać tradycji i wybierać żonę dla niego, to i tak liczył, że Skorpius znajdzie kogoś godnego nazwiska Malfoy. On nigdy nie przypuszczał, że to będzie akurat Rose. Ta mała żywa istotka podbiła jego serce. Spojrzał na godzinę. Miał 10 minut na dojście do zamku w wyznaczone miejsce przez McGonagall. Wstał i ruszył w stronę zamku.
- Proszę za mną panie Malfoy. - Wyszli z zamku i kierowali się do bramy wejściowej. - Za terenem Hogwartu teleportujemy się. - Powiadomiła go nauczycielka. Blondyn kiwnął tylko głową i szedł dalej za opiekunką domu lwa. Gdy byli poza bramą McGonagall wyciągnęła do niego rękę. Skorpius złapał ją. Obraz się rozmył, widział tylko niewyraźne plamy. Nagle wylądował na ziemi. Byli pod świętym mungiem. Poszedł za nauczycielką.
- Dzień dobry. Przyszłam porozmawiać z lekarzem o stanie mojej podopiecznej.
- Proszę tędy. - Poszli zgodnie za pielęgniarką. Weszli na drugie piętro i skierowali się na koniec korytarza. Przez szybę było widać, bladą jak biała pościel na której leżała, rudą dziewczynę. -Lekarz zaraz przyjdzie. - Poinformowała ich pielęgniarka. - Można wejść do pacjentki. - Dodała i szybko poszła na dół. McGonagall spojrzała na Malfoya i kiwnęła głową. Skor spojrzał na nią po czym podszedł cicho do drzwi. Wszedł do środka i usiadł na krześle stojącym koło łóżka.
- Hej Rosie. - Powiedział szeptem i uśmiechnął się. - Nie mam pojęcia czy mnie słyszysz i nawet nie wiesz jak głupią się czując tak gadając. - Złapał ją za rękę. - Nie martw się wiemy jak cię wyleczyć. Ashton robi wszystko żeby jak najszybciej nauczyć się przeciw zaklęcia. Wolał bym być na twoim miejscu żebyś nie musiała tak cierpieć. - Siedział koło rudej, trzymał ją za rękę i uśmiechał się delikatnie. McGonagall spojrzała na swoją podopieczną za szybą. Uśmiechnęła się na ten widok. Podeszła i lekko uchyliła drzwi.
- Panie Malfoy musimy już wracać. Rose musi wypoczywać. - Skorpius pokiwał głową i wstał. Nauczycielka czekała na niego na korytarzu. Blondyn podszedł do Rose i pocałował ją lekko w głowę.
- Wyleczymy cię. - Szepnął i poszedł w stronę drzwi. - Lekarze coś wiedzą? - Zapytał dyrektorki.
- Nie, jej stan jest stabilny, ale nadal się nie budzi. Mówią, że trzeba poczekać. - „Ona nie może czekać” pomyślał blondyn i razem z McGonagall skierował się w stronę wyjścia.

******************************************************************
Długo nic nie dodawałam wiem. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :) Zachęcam do komentowania ;) 



czwartek, 19 grudnia 2013

21. Trzeba mu przemówić do rozumu!

Skorpis biegł jak najszybciej do gabinetu dyrektorki. Zdyszany stanął przed gargulcem i wypowiedział ledwo hasło. Zaczął szybko wspinać się po schodach i bez pukania wpadł do gabinetu dyrektorki.
- Panie Malfoy co to za zachowanie?
- To pilne... - Wydyszał. - Rose... zostaje... przeniesiona... do... Św. Munga... - Nie mógł złapać oddechu. Dyrektorka zerwała się na równe nogi i ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego. Przy wejściu do zamku zobaczyła pielęgniarzy, podbiegła do nich, a za nią blondyn.
- Pani dyrektor jak dobrze, że pani przybyła. - Powiedziała zdenerwowana pielęgniarka.
- Co się stało. - Pielęgniarka spojrzała na Skorpiusa i szeptem powiedziała.
- Gdyby nie ten chłopak to nie wiem co by się stało z Pani podopieczną. Jest w stanie krytycznym, jeszcze nie wiadomo przez co. - Dyrektorka odwróciła się w stronę blondyna i podeszła do niego. Był naprawdę zmartwiony stanem Rose. Pojedyncza łza poleciała mu po policzku, ale szybko ją wytarł by nikt nie zobaczył.
- Panie Malfoy twój dom otrzymuje 30 pkt.
- Ale za co? - Zdziwił się chłopak.
- Za uratowanie życia Pannie Weasley. - Po tych słowach dyrektorka odwróciła się i ruszyła w stronę podopiecznej.
- Pani dyrektor! - Podbiegł do niej Skorpius. - Mogę jechać z Rose do Św. Munga?
- Zrobiłeś wystarczająco. Muszą się nią zająć lekarze.
- Pani dyrektor proszę. - Dyrektorka mocno zdziwiła się.
- Jeżeli to jest dla ciebie takie ważne, powiadomię cię o stanie Rose, a gdy tylko będzie wstanie na odwiedziny, odwiedzisz ją. - McGonagall już bez przeszkód dotarła do karetki i odjechała razem z rudą w środku. Skorpius poszedł do swojego dormitorium. Podszedł do mini barku. Wziął szklankę i nalał do pełna ognistej. Wypił to wszystko naraz i rzucił szklanką w ścianę, w efekcie szklanka rozleciała się na małe kawałeczki. Podszedł do biurka i nerwowo się o niego opierał. Za jego plecami ktoś mocno otworzył drzwi i wpadł wesołym krokiem.
- Witaj skarbie. - Lily podeszła i przytuliła się do blondyna.
- Co ty tu robisz?! - Wkurzył się na małą Potter.
- Może grzeczniej. Przyszłam dać ci drugą szansę.
- Co?!
- Wybaczam ci! - Pisnęła radośnie i zaczęła całować Malfoya. Skorpius odepchnął ją tak, że Lily się lekko zachwiała. Zdziwiona popatrzyła na niego. - Skorpius wiem, że tego nie zrobiłeś. Rose to wymyśliła. Séraphin mi wszystko powiedziała. Rose jest po prostu zazdrosna, ale już nikt nie będzie się wtrącać.
- Czy dla ciebie naprawdę to jest najważniejsze?
- Zależy mi na naszym szczęściu. - Chciała się przytulić do chłopaka, ale ten odsunął się od niej. - Mogę wiedzieć o co ci chodzi?! - Zdenerwowała się.
- Rose właśnie przeniesiono do Św. Munga. -Nie było widać po Lily zmartwienia. - I myślę, że to może być przeze mnie...
- Czemu przez ciebie?
- Bo rzuciłem w nią zaklęciem by ją zatrzymać. - Lily wywróciła teatralnie oczami.
- Nie bądź głupi. Takie zaklęcie miało ją doprowadzić do krytycznego stanu?
- Co? Nie wspominałem nic o jej krytycznym stanie. - Spojrzał na nią podejrzliwie.
- Jest w Św. Mungu. Wiadomo, że coś poważnego się stało. - Powiedziała to tak jakby było to najoczywistsze na świecie.
- Co ty wiesz?
- Nie ma nic za darmo. - Lily uśmiechnęła się i położyła na łóżku. - Chodź, a się dowiesz. - Poklepała miejsce koło siebie. „Jeszcze się doigrasz wiewióro” pomyślał i poszedł w stronę łóżka.

***************

- Gdzie jest Skorpius? - Zapytała zdenerwowana Lola.
- Lola uspokój się. To przecież nie jego wina. - Dziewczyny wchodziły właśnie do pokoju wspólnego Slytherinu. Usiadły na fotelach. Larisa zaczęła czytać gazetę, a jej przyjaciółka myślała jak by tu zabić tego tlenionego idiotę. Do pokoju wspólnego przyszedł wkurzony Ashton.
- Słyszałem co się stało. Tym razem przegięła. - Ashton chciał usiąść naprzeciwko dziewczyn na kanapie.
- Nie radze. - Uprzedziła Lola.
- Czemu? - Ashton mimo uprzedzeń usiadł.
- Ktoś tu miał rozmaitą noc. - Powiedziała zza gazety Larisa. Ashton na początku nie zrozumiał, ale po chwili wstał jak oparzony.
- Mówiłam nie radzę.
- Powinni to spalić. - Zrezygnowany poszedł w stronę swojego dormitorium. Wyszedł szybciej niż tam wszedł i pobiegł szybko do przyjaciółek. - Mogę wiedzieć co mała Potter robi ze Skorpiusem w łóżku?
- Naprawdę chcesz wiedzieć co?
- Malfoy bawi się w pedofila, że za młodsze się bierze?
- Dziewczyny no dalej jesteście jego przyjaciółkami. Lola, nie wiń go za czyny Séraphin. To przecież nie jego wina.
- Ale mógłby ją czasem powstrzymać! - Wkurzona szatynka wstała i pobiegła w stronę dormitorium chłopaków. Ashton szybko ruszył za nią. Gdy już miała otwierać drzwi chłopak ją złapał za rękę.
- Nie radzę.
- Trzeba mu przemówić do rozumu!
- Przemówić do rozumu to nie to samo co zemsta. - Popatrzył na nią karcąco.
- Zasłużył na to! - Nagle drzwi pokoju się otworzyły.
- Co tu się dzieje? - Zdziwił się blondyn. - Możecie mi powiedzieć czemu drzecie się pod drzwiami naszego dormitorium?
- Już ja ci zaraz powiem co! - Ashton trzymał rozwścieczoną dziewczynę tak by nie dosięgnęła Malfoya.
- Idź już. - Lily posłusznie prześlizgnęła się i pobiegła na dół. Ashton wprowadził Lole do pokoju i usadził w fotelu, dalej trzymając ją.
- Jak mogłeś to zrobić Larisie! Ona miała cię za przyjaciela!
- Lola to nie tak. Nie miałem jak jej powstrzymać. Byłem skacowany i pół dnia przeleżałem w skrzydle szpitalnym. O wszystkim dowiedziałem się od Ślizgonów. Nawet nie wiedziałem co ona planuje. - Szatynka uspokoiła się trochę. Ashton puścił ją, ale stał niedaleko w pogotowiu.
- O co chodzi z Potter?
- Próbowałem od niej wyciągnąć informacje, ale mi przeszkodziliście.
- Jakie informacje?! - Znowu zdenerwowała się.
- O Rose! - Ashton i Lola mocno się zdziwili.
- Jak to o Rose. - Zapytał spokojnie przyjaciel. - Co jej się stało?
- Trafiła do Św. Munga w stanie krytycznym. Znalazłem ją nieprzytomną na schodach. Próbowałem ją ocucić, ale na nic więc zaniosłem ją do skrzydła szpitalnego. Dyrektorka powiedziała mi, że uratowałem Rose życie. Na początku myślałem, że to przeze mnie.
- Jak to przez ciebie? - Dopytywała się szatynka.
- Bo żeby ją zatrzymać rzuciłem na nią małe zaklęcie po którym była nieprzytomna. Ale Potter wie co jej się stało i to był jedyny sposób dzięki któremu chciała mówić.
- Ja to załatwię.
- O nie Lola, ty ją zabijesz na miejscu.
- Może obejdzie się bez radykalnych środków. - Szatynka szybko wstała i poszła szukać małej Potter. Znalazła ją pod wielką salą.
- Lily musimy pogadać. - Wzięła Gryffonkę pod rękę i zaciągnęła do opuszczonej sali. - A więc masz dwie opcje. Albo powiesz po dobroci, albo po złości. - Lola niebezpiecznie zmrużyła oczy.
- Co takiego chcesz wiedzieć. - Powiedziała pewna siebie Potter, jednak w środku bała się co ta Ślizgonka może jej zrobić. - Szatynka uśmiechnęła się, ale nie przyjacielsko.
- Opowiedz mi proszę co się stało Rose.
- Rose?
- Tak, głucha jesteś?
- A niby skąd mam to wiedzieć? - Lola traciła cierpliwość, pchnęła Gryffonkę na ścianę i przywarła rudą do niej.
- Zapytam jeszcze raz, co się stało Rose? - Lily uśmiechnęła się.
- Aaa, mojej kuzynce. Nie chciałam po prostu by ktoś angażował się w mój związek z Skorpiusem.
- Coś ty jej zrobiła. - Szatynka bardziej przycisnęła ją do ściany, tak że Gryffonka miała niewielkie problemy z oddychaniem.
- W dziale ksiąg zakazanych znalazłam pewne zaklęcie. Spodobało mi się, a szczególnie jego zastosowanie. Więc rzuciłam je na Rose. - Lola nie wytrzymała i walnęła rudą z pięści. Lily zakrztusiła się i upadła. Po chwili złapała znowu powietrze.
- Jakie zaklęcie?
- Tormentum*. - Wyszeptała. Ślizgonka kopnęła jeszcze Potter i zabrała jej różdżkę. Gdy wyszła zamknęła drzwi zaklęciem i ruszyła do pokoju wspólnego. Skierowała się prosto do dormitorium chłopaków. Gdy weszła od razu wstali.
- Dowiedziałaś się czegoś?
- Wiem jakiego zaklęcia użyła.
- Jakiego?
- Na to pytanie odpowiem ci w nocy. - Chłopaki spojrzeli najpierw na siebie potem na Lole. - Musimy iść do działu ksiąg zakazanych, tam Potter znalazła te zaklęcie.

____________________________________________________
* Tormentum - (z łac.) Męczarnie



środa, 20 listopada 2013

20. Noc jeszcze długa.

Skorpius poszedł do swojego dormitorium. Gdy wszedł zobaczył śpiącego Ashtona. Podszedł do jego łóżka i ściągnął z niego kołdrę.
- Wstawaj śpiochu.
- Co?! - Skorpius podszedł do mini barku wziął dwie szklanki i nalał ognistą. Podszedł do przyjaciela i podał mu trunek.
- Pij.
- Chcesz mnie upić?
- Zrobiłeś się nudny odkąd spędzasz tyle czasu z Gryffonami...
- A więc to o to chodzi. - Ashton uśmiechnął się i wziął szklankę od blondyna.
- A więc, drogi przyjacielu. Słyszałem, że zaprzyjaźniłeś się z Rose.
- Złapaliśmy lepsze kontakty, a bo co??
- Nic, nic... - Malfoy rozsiadł się w fotelu i przyglądał się przyjacielowi z iskierkami w oczach.
- Gdybyś był chodź trochę dla niej milszy też miał byś z nią lepsze kontakty. - Scorpius wstał i wycelował różdżką w przyjaciela.
- Po pierwsze to Weasley, a ja jestem Malfoy. Po drugie Nienawidzimy się od dzieciństwa. Po trzecie to zdrajczyni krwi. Po czwarte nie denerwuj mnie dzisiaj. - Gdy blondyn brał łyka ze szklanki Ashton zabrał mu różdżkę i wycelował w niego.
- Po pierwsze nie groź mi różdżką. Po drugie status krwi się już nie liczy. Po trzecie jesteś dupkiem. -Rzucił jego różdżkę w głąb pokoju i poszedł do łazienki. „Gryffoni go nie zmienią” Pomyślał Malfoy z głupim uśmieszkiem. Wziął dwie butelki ognistej i poszedł na błonia. Po kilku godzinach na korytarzach Hogwartu dobiegł straszny huk. Larisa pobiegła w stronę hałasu. Zobaczyła Malfoya leżącego wśród kawałków rozwalonej zbroi.
- Cholera! - Szepnęła. - Skorpius idioto! - Podeszła do niego i pomogła mu wstać. - Usiądź tu. - Posadziła go koło ściany. Podeszła do zbroi, wyciągnęła różdżkę i naprawiła bałagan jaki zrobił Malfoy. Podeszła do niego i złapała go za rękę. - Wstawaj! No już! - Dziewczyna próbowała go podnieść, ale na marne. - Skor proszę wstań... No dalej. - Po kilkunastu minutach wysiłku blondyn w końcu wstał i oparł się o Larise. Szatynka ugięta pod ciężarem przyjaciela szła powoli do Pokoju Wspólnego. - Matko! Ile ty ważysz?! - Była już pod kamienną ścianą, wyszeptała hasło i rzuciła Malfoya na jedną z kanap. - Nareszcie. - Wyciągnęła się by rozprostować obolałe kości i zaczęła masować sobie kark. Nagle Skorpius złapał ją za rękę i pociągnął na kanapę, w efekcie czego Larisa siedziała mu na kolanach. - Puszczaj. - Wyszeptała.
- Nie. - Powiedział stanowczo chłopak. Położył rękę na jej policzku i przybliżył się do niej. Ich usta złączyły się w pocałunek. Po chwili były one głębsze. Blondyn położył dziewczynę na kanapie i nachylał się nad nią, nie odrywając od niej ust.
- No proszę, proszę. - Przy ścianie stała Séraphin w koronkowej bieliźnie w kolorze różowym. Na to miała cienki biały szlafrok z śliskiego materiału. Uśmiechała się wrednie do przyjaciółki. Larisa szybko zrzuciła z siebie chłopaka i wstała na równe nogi.
- Séraphin to nie tak.
- Oczywiście, że nie kochanie. - Podeszła do szatynki i przytuliła ją. Po chwili odsunęła ją i trzymając za głowę popatrzyła jej w oczy. - Idź do pokoju prześpij się, ok. - Larisa tylko pokiwała głową i poszła do dormitorium. - Pomyliłeś dziewczyny misiaczku. - Powiedziała blondynka po czym już siedziała na Malfoyu. - Piłeś? - To było raczej pytanie retoryczne. Zaczęła go całować i jeździć rękoma po jego torsie. - Noc jeszcze długa. - Wyszeptała mu w usta.

************

Rose leżała w swoim dormitorium. Nie mogła się ruszyć. Cały czas bolała ją głowa. „Zabiję go” pomyślała. Nagle ktoś bez pukania wszedł do jej dormitorium.
- Rose!
- Lucas? Co tu robisz??
- Ty jeszcze w łóżku? Wstawaj!
- Dzisiaj nie dam rady nigdzie iść. Boli mnie głowa...
- Od czego? - Poważnie zmartwił się.
- Grałam w Quidditcha. To nic poważnego.
- Skoro tak uważasz... - Przybliżył się i pocałował rudą. - Dostałem twój list i... przepraszam. Przesadziłem. - Pocałował Rose jeszcze raz i wyszedł z pokoju. Rosie z uśmiechem na twarzy zasnęła.
**********

- Pobudka Larisa! - Krzyczała radosna Lola. Gdy przyjaciółka odkryła twarz, uśmiech zszedł jej z twarzy. - Co się stało?? Płakałaś??
- Lola muszę ci coś powiedzieć.
- Mów. - Usiadła na łóżku szatynki i przyglądała się jej.
- Całowałam się z Malfoyem. I Séraphin to widziała.
- Jak to z Malfoyem?
- Był pijany, ja byłam akurat na korytarzu i usłyszałam hałas. Potem zobaczyłam go w kawałkach zbroi. Posprzątałam po nim i odprowadziłam do Pokoju Wspólnego. A potem on mnie pociągnął do siebie i wiesz co dalej. - Lola przytuliła przyjaciółkę.
- Co na to Séraphin?
- Nic. Kompletnie nic. Kazała mi iść do dormitorium i zajęła się nim.
- O FUUUU!!! Musisz mi pokazać która to kanapa. Nie mam zamiaru na niej siadać po jej „zajmowaniu się” nim! Uważaj teraz na Séraphin.
- Wiem. Ona mnie zniszczy...
- Nie pozwolę jej na to.
- Obiecujesz? - Lola wyciągnęła do niej małego palca.
- Obiecuję. - Szatynka zrobiła to samo i „uścisnęły je”. - A teraz marsz na śniadanie bo w anorekcje wpadniesz. - Larisa uśmiechnęła się do niej.
- Dziękuję, że jesteś. - Lola odwzajemniła uśmiech i zniknęła za drzwiami dormitorium. „Gdzie jesteś blond ździro” Myślała Lola. Gdy wyszła na korytarz doznała szoku. Przed jej oczami było zdjęcie Larisy nago z napisem „Uważaj z kim się puszczasz szmato”.
- Zabiję... - Wyszeptała i szybko odkleiła zdjęcie. Pobiegła w głąb korytarza co jakiś czas zatrzymując się by odkleić kolejne zdjęcie. Przebiegła prawie cały Hogwart. Szybko wróciła do Pokoju Wspólnego i spaliła wszystkie zdjęcia w kominku. Nagle dostała sms. „Spotkajmy się pod Wielką Salą. Larisa”. Ślizgonka bez zastanowienia poszła w wyznaczone miejsce. W oddali zobaczyła przyjaciółkę. Podbiegła do niej. W ręku trzymała zdjęcie. Lola od razu poznała jakie. Szatynka była cała zapłakana. Koło Wielkiej Sali przechodziła Séraphin ze swoim stadem.
- Hej Larisa. Jak spałaś? - Zapytała blondynka z uśmiechem.
- Nienawidzę cię. - Każdy zaczął wytykać Lari od szmat.
- Zginiesz. - Wyszeptała Lola.
- Co, chyba nie usłyszałam? - Lola wyciągnęła różdżkę i rzuciła pierwsze lepsze zaklęcie.
- Zwariowałaś?! - Pisnęła Séraphin.
- Jak mogłaś jej to zrobić! - Poleciało kolejne zaklęcie.
- Chcesz mnie zabić?!
- Z wielką przyjemnością.
- Co tu się dzieje! Odsunąć się! - Na miejsce zdarzenia przybiegła McGonagall. - Panno Cler proszę odłożyć różdżkę.
- Nie dopuki ta suka nie odszczeka co powiedziała!
- Panno Cler -20 punktów. A teraz obydwie do mojego gabinetu. - Lola opuściła rękę i poszła za McGonagall. Weszły do gabinetu i usiadły na fotelach stojących przed biurkiem.
- Czy ktoś powie mi co się stało?
- Lola mnie bezpodstawnie zaatakowała.
- Bezpodstawnie! - Lola znowu chciała rzucić się na blondynkę.
- Proszę usiąść! Slytherin traci kolejne 10 punktów. Co było powodem zaatakowania panny Migliore??
- Porozwieszała po całym Hogwarcie zdjęcia Larisy nago!
- Masz jakieś dowody, że to ja?
- Tylko ty byś była do tego zdolna!
- Ach tak?
- Przestańcie! - Wtrąciła się McGonagall.
- Może Larisa ma też innych wrogów. W końcu puszcza się z każdym. - Lola nie wytrzymała rzuciła się na Séraphin. Po chwili leżały na ziemi. Szatynka zaczęła okładać ją pięściami.
- Jak na twoją rase szczekasz za głośno suko!
- Przestańcie! - Dyrektorka wyciągnęła różdżkę. Już po chwili ślizgonki były daleko od siebie. - Slytherin traci 70 punktów! Séraphin na czas nieokreślony zmienisz dormitorium. Obydwie macie szlaban przez 3 miesiące. Panna Migliore ze mną, Panna Cler z profesorem Longbotomem. Skończyłam. Idziecie prosto na lekcje i nie chce już nic słyszeć! Do widzenia. - Obydwie dziewczyny wyszły w ciszy z gabinetu. Każda skierowała się w inną stronę. Żadna z nich nie skierowała się na lekcje.

*********

Rose szła powoli do skrzydła szpitalnego. Ból był nie do zniesienia. Gdy szła po schodach Zakręciło jej się w głowie i upadła. Z skrzydła szpitalnego właśnie wychodził Skorpius. Zobaczył na schodach leżącą rudą dziewczynę. Szybko podbiegł do niej.
- Rose. - Położył jej głowę na kolana. - Rose, obudź się. - Ruda nie wstawała. Skorpius wziął ją na ręce i skierował się do pokoju życzeń. Położył dziewczynę na łóżku i usiadł koło niej. - Lisica wstawaj, nie wygłupiaj się. - Zaczynał się martwić tym, że Rose nie reaguje. Pobiegł szybko po jakieś lekarstwa. Gdy wrócił Weasley leżała cały czas w tej samej pozycji. Sprawdził jej puls. Był słaby. Podłożył jej pod nos sole ocudzające. - Wstań Rose! - Blondynowi do oczu zaczęły napływać łzy. - Proszę obudź się. - Wyszeptał. Po nie udanych próbach wziął szybko Rose na ręce i pobiegł do skrzydła szpitalnego.
- Co się stało! - Zaczęła krzyczeć pielęgniarka.
- Znalazłem ją nie przytomną na schodach.
- Szybko połóż ją na łóżku. - Skor podszedł do najbliższego łóżka i położył bladą jak ściana Rose. - Biegnij po dyrektorkę. Powiadom ją, że Rose zostanie przeniesiona do Św. Munga!
- Co?
- Już szybko! - „Aż tak to poważne?” Pomyślał i szybko pobiegł po dyrektorkę.

-----------------------------------------------------
Jest i kolejny Rozdział :D Czekam na komentarze, także dotyczące nowego szablonu mam nadzieję, że opowiadanie wam się podoba ;)

środa, 30 października 2013

19. Zemsta jest słodka pieprzony arystokrato.

- Co z nią?? - Dopytywał się biegnący za przyjacielem Albus.
- Chodź i sam zobacz. Szybciej. - Pospieszał go Ashton.
- Jak ty w ogóle dostałeś się do pokoju wspólnego Gryffonów??
- Zaklęcie kameleona. - Ashton wyciągnął różdżkę i rzucił wcześniej wspomniane zaklęcie.
- Tłuczek. - Powiedział Albus do portretu Grubej Damy. - Obraz otworzył się ukazując pokój wspólny. Szybko pobiegli do dormitorium Rose.
- Mówiłem, że jest z nią źle. - Rose siedziała na podłodze i waliła głową o ścianę.
- Czemu to robi??
- Nie wiem. Od godziny próbuje się dowiedzieć...
- Godzinę już tak wali?! Nie boli ją głowa??
- Widocznie nie... W ścianie jest już chyba wgłębienie...
- Rose przestań. - Albus sięgnął po telefon.
- Co robisz??
- Pisze SMS-a do naszej jedynej pomocy.
- Teraz trzeba tylko czekać i podstawić Rose poduszkę pod głowę.- Albus usiadł koło kuzynki, a ślizgon na łóżku. - Łap. - Rzucił do Albusa poduszkę. Gryffon podłożył ją pod głowę rudej i trzymał żeby nie spadła. Po pół godzinie do okna coś zapukało. Ashton wstał i otworzył je. Do pokoju wleciała Anabelle na miotle. Albus stanął koło przyjaciela.
- Jestem. Co to za krytycznie krytyczna sytuacja Al??
- Spójrz na Rose. - Poduszka spadła co w efekcie ruda znowu uderzała głową o ścianę. - Robi tak od dobrych półtorej godziny.
- Co się stało?!
- Nie wiem dla tego tu jesteś.
- To my już pójdziemy.
- Ok. - Przyjaciółka usiadła koło rudej na podłodze. - Co się stało??
- Całowałam Malfoya... - Wyszeptała.
- Co?!
- Jestem z Lucasem, ale wszystko się wali, wczoraj był świetny dzień, siedziałam razem ze Skorpiusem i przytulaliśmy się, wcześniej był ze mną Lucas, ale nie chciałam go tam, bo chciał tylko gadać o tym co zrobiłam Sashy i mówił, że mnie nie poznaje, ale on mnie nie zna, ja mam chłopaka, jak mogłam to zrobić, czuje się źle, ale czemu?! - Powiedziała Rose na jednym wydechu.
- Rosie. Oddech, oddech tak. Nie zapominamy o nim, on jest dobry. Po kolei. O co chodzi z Sashą?
- Wylałam na balu poncz na jej sukienkę. - An zachichotała.
- Za co?
- Bo gadała i śmiała się z Lucasem. Ale to nie wszystko.
- Bal pełen wrażeń hmm? Co jeszcze narobiła Lisica?
- Podarła sukienkę kuzynce.
- Bo??
- Tańczyła z Malfoyem... - Wymamrotała.
- Co?! Ona i Malfoy.
- Są parą.
- I przytulał ciebie.
- Dowiedziałam się od kogoś zaufanego, kto go dobrze zna, żebym uważała na niego. Bo jestem dla niego tylko wyzwaniem.
- A ty po tym poleciałaś do niego?
- Nie ja tylko on! An potrzebuje cię...
- Dzisiaj masz mnie tylko na kilka minut więc wykorzystaj to. Potem zobaczymy się za tydzień.
- Co mam zrobić.
- Co czujesz do Lucasa?
- Czuję, że nie chce go stracić.
- A co czujesz do Malfoya?
- Nienawiść.
- Tego się obawiałam...
- Czego?
- Od nienawiści do miłości jeden krok kochanie.
- Fuj! Wypluj to! Ja i Malfoy?! Jakie zioła parzy ci twoja babcia?!
- Hahaha... Żadne... Musisz powiedzieć to Lucasowi...
- Ale jak?
- Pomyśl głęboko : Co czujesz?
- Czuje, że... czuje, że... Oddalamy się od siebie. Boli mnie to, bo on nie jest mi obojętny. Nie chce go stracić i chciała bym to odbudować. Sprawdzić czy warto w to dalej brnąć. I chce zapomnieć o tym wszystkim i rozpocząć od nowa. Tą zamazaną kartkę ze wspomnieniami odwrócić na czystą nową stronę. I zacząć od początku.
- Właśnie tak mu powiedz. Albo mam pomysł, napisz. I opisz jak się czułaś, gdy zobaczyłaś sukienkę od niego.
- Dzięki. - Rose złapała przyjaciółkę za rękę. - Zaraz. Nie mówiłam ci nic co dostałam od Lucasa. Nie jestem pewna czy w ogóle mówiłam ci, że dostałam tę paczkę. Skąd to wiesz?
- Nie długo się dowiesz. Jak będę mogła o tym mówić. - An wstała wzięła pergamin i pióro. - Pisz.- Rose szybko napisała to co przed chwilą powiedziała An.
- Skończyłam.
- Ok to teraz idziemy to wysłać. - Złapała przyjaciółkę pod rękę i skierowały się do sowiarni. Rose przyczepiła do jednej z sówek list i szepnęła.
- Do Lucasa Brond. - Odwróciła się do An. - Musisz już wracać??
- Niestety... Babcia nie wie, że tu jestem... Wiesz tylko ty, Albus no i Ashton. A tak w ogóle to co on tam robił??
- Ostatnio mam z nim dobry kontakt, wiesz jak z przyjacielem.
- Co się stało z Weasleyówną „Nie zbliżam się do Ślizgonów bo są wstrętni”.
- Uciekła bez ostrzeżenia jak jej najlepsza przyjaciółka.
- Nie uciekłam tylko zostałam porwana!
- Przez Babcie!
- Cicho! - Obie zaczęły się śmiać. - Lece mała.
- To, że jestem niższa nie oznacza, że możesz mówić do mnie mała! - An podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją. Wsiadła na miotłę i odleciała. Rose usłyszała jakiś hałas za nią. Odwróciła się i zrobił krok do przodu.
- Jest tu ktoś? - „Pewnie sowa” - Pomyślała, odwróciła się do okna i zobaczyła Malfoya. Aż podskoczyła. Blondyn zaśmiał się lekko.
- Przestraszyłeś mnie! - Walnęła go w ramię.
- Nie moja winna, że jesteś tak strachliwa!
- Od kiedy tu siedzisz!
- Zmieniliśmy ton do mnie? Wystarczająco długo by wiedzieć do kogo wysyłałaś list.
- Śledziłeś mnie! - Rose zirytowała się.
- Oczywiście, że nie. Następnym razem rozejrzyj się czy nikogo nie ma. - Uśmiechnął się złośliwie. -Spadaj! - Rose odwróciła się i chciała wyjść, ale blondyn złapał ją za rękę i odwrócił.
- Jeszcze nie skończyłem...
- A ja tak. - Powiedziała stanowczo.
- Wczoraj pod drzewem byłaś o wiele bardziej milutka.
- Nie będę twoją kolejną zabawką...
- Kto powiedział, że miałaś nią być...
- Zajmij się lepiej Lilly, albo wskocz do łóżka z Séraphin. Zostaw mnie w spokoju.
- Bo?
- Bo tak! - Rose wyrwała się i pobiegła na dół. Malfoy stał w oknie i patrzył na widoki. Zobaczył w oddali nadlatującą sowę. Zatrzymała się przed nim. Od razu poznał tą śnieżnobiałą sówkę z różową wstążką. Odwiązał od niej liścik, na którym pisało Skorpius Malfoy. Otworzył i zaczął czytać.
Skorpius uśmiechnął się zadziornie i pomyślał „Noc pełna wrażeń się zapowiada”. Położył kartkę na parapecie i podszedł do jednej z sówek. Pogłaskał ją i dał kawałek ciasteczka. Ktoś wpadł do sowiarni.
- Ahh...! Tu jesteś. Szukałam cię. - Lilly oplotła ręce na jego szyi i pocałowała go. Blondyn z niechęcią to odwzajemnił. - Idziemy.
- Gdzie?
- Niespodzianka. - Ruda pocałowała go w usta i pociągnęła za sobą. Po kilku minutach do sowiarni przyszła ponownie Rose.
- Gdzie jest ten ślizgon? - Szepnęła do siebie. Zobaczyła na parapecie kartkę. Przeczytała na niej „Skorpius Malfoy”. - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - Powiedziała do siebie i odłożyła kartkę. Po kilku sekundach wzięła ją znowu do ręki. - A co mi tam... - Odwróciła kartkę i przeczytała wiadomość. Na początku trochę się zmieszała, ale po chwili do głowy przyszedł jej świetny plan na zemstę, a na usta wpełzł złowieszczy uśmiech. - Zemsta jest słodka pieprzony arystokrato. Pobiegła szybko na błonia, by sprawdzić czy nie ma tam Lilly. Znalazła ją i Malfoya na pikniku. Podeszła do nich.
- Lilly słońce, musimy pogadać.
- Nie gadam z tobą! Zniszczyłaś mi bal i sukienkę.
- Widzę, że i teraz dobrze się bawisz. - Spojrzała na Malfoya z obrzydzeniem. - Mam coś co odkupi moje grzechy. - Pokazała Potter małą różową karteczkę zgiętą na pół, i w kawałku zakrytym imieniem Skorpius. Malfoy od razu poznał tą kartkę. Rose uśmiechnęła się do niego triumfalnie.
- Co to?? - Skorpius zerwał się na proste nogi.
- Nic ważnego Lilly. Rose chyba mieliśmy iść do McGonagall.
- Nie wydaje mi się. - Szepnęła do niego. - O co chodzi, poczekaj aż Lilly przeczyta.
- Idziemy, już! - Blondyn pociągnął ją za rękę. Wepchnął do pierwszej lepszej starej klasy, wszedł za nią i zamknął drzwi na klucz.
- Może delikatniej!
- Skąd to masz?!
- Następnym razem rozejrzyj się czy czegoś nie zostawiłeś. - Uśmiechnęła się triumfalnie.
- Nie uda ci się to. Lilly ci nie uwierzy.
- Mi może i nie, ale Séraphin tak.
- Nawet nie próbuj.
- Bo co? - Ruda niebezpiecznie zwęziła oczy.
- Czego chcesz??
- Zabawne, że o to pytasz.
- Mów!
- Zemsta jest słodka Malfoy.
- Jaka zemsta?? Za co??
- Za to, że chciałeś mnie wykorzystać.
- Skończ Szerlocku, bo ci nie wychodzi.
- Za to, to mi wyjdzie. - Odwróciła się wyciągnęła różdżkę i już chciała otworzyć drzwi, gdy nagle poczuła mocny ból z tyłu głowy i upadła na ziemię. Za nią stał Malfoy z wyciągniętą różdżką.
- Cholera... - Rzucił na rudą i siebie zaklęcie kameleona po czym otworzył drzwi. Wziął Rose na ręce i skierował się do Pokoju Życzeń. Położył ją na łóżku, które się pojawiło i zdjął zaklęcie. Po chwili zobaczył, że Weasley nie ma kartki.
- Kur... - Rose zaczęła delikatnie otwierać oczy. - To jest ważniejsze. - Szepnął do siebie. Rose pomasowała się po głowie i zasyczała z bólu. - Boli??
- Coś ty mi zrobił! - Zerwała się, czego szybko pożałowała. Upadła na poduszki z jeszcze większym bólem.
- Odpocznij.
- Zamknij się. - Wyszeptała.
- Jak zostawię cię tu samą na chwilę daleko uciekniesz?
- Jak najdalej by nie spędzić sekundy dłużej z tobą.
- Ok. A więc zostaję.
- Przynieś mi przynajmniej jakieś proszki na ból głowy.
- A może czarami??
- Nie! - Znowu zasyczała. - Już dość zrobiłeś magią.
- Nic nie poczujesz.
- To ja już wolę cierpieć.
- Jak wolisz. - Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Przestań.
- Jesteś zrzędliwa. Idź spać. - Rose przymknęła oczy i po chwili zasnęła. W tym czasie Malfoy wymknął się i poszedł do starej klasy. Szukał wszędzie tej kartki, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć.
- Cholera! - Było około godziny 22:00. Szedł do pokoju życzeń. Na drodze stanęła mu mała wiewiórka.
- Gdzie byłeś?
- Lilly skarbie, nie mam teraz czasu. - Lilly wyciągnęła do góry różową kartkę.
- Gdzie byłeś?! - powtórzyła z łzami w oczach. - Nienawidzę cię!
- Nie poszedłem do niej.
- Akurat! - Lilly rzuciła w niego kartką i pobiegła w przeciwną stronę.
- Cholera! - „Ile jeszcze razy dzisiaj to powtórzę?!” Pomyślał i wszedł do pokoju życzeń. Zobaczył pusty pokój. „Cholera!” Pomyślał.