piątek, 17 stycznia 2014

22. Na jakie pytania mam ci odpowiedzieć?

- Nie mamy tyle czasu. Chodźmy teraz. - Zerwał się Skorpius.
- Teraz nas przyłapią. Już i tak zarobiłam szlaban. Właśnie... - Lola uderzyła się w głowę. - Muszę iść na szlaban. Wy zostajecie tutaj. - Spojrzała na nich surowo i wyszła. Skierowała się do cieplarni.
- Dzień dobry profesorze.
- Ah... Lola, dzień dobry. Chodź. - Nauczyciel wstał i wyszedł z cieplarni numer jeden. Lola poszła posłusznie za nim. Weszli do ostatniej cieplarni. Wokoło było pełno porozbijanych doniczek i porozrzucanej ziemi.
- Twoje zadanie. Masz to posprzątać. - Już chciał wyjść, gdy nagle się wrócił. - Zapomniał bym, różdżka. - Lola niechętnie oddała magiczny patyk. - Nie spiesz się, jeszcze kilka wspólnych szlabanów przed nami. - Uśmiechnął się do niej i wyszedł. Szybko zabrała się do pracy.

***************

- Dobra idziemy. - Zerwał się blondyn
- Gdzie? - Zaraz za nim wstał przyjaciel i wyszli razem z dormitorium.
- Zarobić szlaban w bibliotece. - Uśmiechnął się, blondyn. - Tylko co by tu zrobić? - Mówił bardziej do siebie niż do przyjaciela.
- Chodź. - Pociągnął go za sobą Ashton.

***********

An szła po zamku cała rozpromieniona. Cieszyła się, że nareszcie wróciła. W oddali zobaczyła Lucasa i Sashe. Stanęła za ścianą i obserwowała uroczą parkę. „Nie nadużywaj swoich zdolności”, przypomniały jej się słowa babci. „To nagły wypadek”, pomyślała i skupiła się na rozmowie Lucasa z blondynką. Po chwili stanęła przy ścianie, z rękoma zakrywającymi jej usta i szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć co przed chwilą usłyszała. Po chwili zakręciło jej się w głowie i kucnęła. Zauważył to najstarszy Potter. Szybko podbiegł do dziewczyny.
- An nic ci nie jest?
- Nie, tylko zakręciło mi się w głowie. - James pomógł wstać blondynce.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - Uśmiechnęła się do niego.
- Jestem twoim bohaterem. - Potter uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Chciał byś. - Zaśmiała się blondynka. Po chwili przypomniała sobie rozmowę krukona i uśmiech zszedł jej z twarzy. - Muszę już iść. Widzimy się... nie my się nigdzie nie widzimy. - Pobiegła szybko do dormitorium. Weszła ucieszona, że nareszcie zobaczy przyjaciółkę. Jednak w pokoju jej nie było. „Gdzie może być ruda?” Pomyślała An po czym poszła na błonia. Tam również nie było Rose. Przeszukała już prawie cały zamek. Nagle zobaczył Malfoya. Szybko pobiegła w jego stronę. Zatrzymała się jednak, gdy zobaczyła idącą za dwoma ślizgonami McGonagall.
- Panna Drank. Witamy znowu. - Uśmiechnęła się jej opiekunka. An odwzajemniła uśmiech.
- Profesor McGonagall?
- Tak?
- Nie widziała pani Rose?
- Panna Weasley została przeniesiona do Św. Munga z powodu jej ciężkiego stanu zdrowia. A teraz wybacz, ale muszę zaprowadzić tych dwóch delikwentów na szlaban. - An pokiwała zgodnie głową i poszła szukać Jamesa. Znalazła go w pokoju wspólnym Gryffonów.
- James musimy pogadać.
- Teraz jestem odrobinę zajęty. - Wokół niego siedziały jego fanki, które w tej chwili chciały zabić Anabelle za to, że chce im zabrać Pottera.
- Chodzi o Rose. - James jak poparzony wstał i poszedł za An.
- O co chodzi?
- Co się jej stało? Czemu jest w Św. Mungu?
- Rose jest w Św. Mungu?!
- Przestań robić sceny! To ty o tym nie wiesz?
- Nie! Idę do McGonagall. - James już chciał iść kiedy zatrzymała go blondynka. Wzięła go za ręce i spojrzała mu w oczy.
- Nie będziesz pamiętał gdzie jest Rose, ani tej rozmowy. Siedziałeś ze swoim fanklubem i razem się śmieliście. - Po czym puściła go i poszła poszukać Malfoya. Znalazła go w bibliotece. Schowała się za jedną z półek i obserwowała jak on i Ashton włamują się do działu ksiąg zakazanych.
- Tu jest tysiące książek. Jak mamy znaleźć akurat z tym zaklęciem?
- Zdamy się na intuicje. - Odpowiedział mu zaczytany Ashton.
- A co ja kobieta?
- Lepiej zabierz się do pracy, bo nigdy nie znajdziemy tej książki.
- Musieli zabrać nam te różdżki?
- Na tym polega szlaban ciołku. - Podeszła do nich cicho An.
- Malfoy musimy pogadać.
- Co tu robisz? Teraz nie mam czasu.
- Coś za coś?
- A co możesz dla mnie zrobić?
- Czegoś tu szukacie? Pomogę wam. W zamian za odpowiedz na moje pytania.
- Szukamy zaklęcia Tormentum. - An kiwnęła głową i poszła za półkę wyciągnęła różdżkę i powiedziała po cichu zaklęcie. Po chwili różdżka powędrowała przez półki. An szybko poszła za nią by jej nie zgubić. Zatrzymała się przy przedostatniej półce. Różdżka wskazywała grubą czerwoną książkę. Wyciągnęła ją i zaczęła kartkować jej strony. Po chwili znalazła zaklęcie którego szukali ślizgoni. Machnęła różdżką i zaniosła książkę chłopakom.
- Oto one. - Książka opadła przed nimi na stoliku.
- Jak ci się udało tak szybko ją znaleźć?
- Na jakie pytania mam ci odpowiedzieć? - Ashton zaczął czytać zastosowanie zaklęcia i przeciw zaklęcie, w tym czasie An i Skor poszli do biblioteki i weszli pomiędzy półki. - A więc?
- Czemu Rose jest w Św. Mungu?
- Lilly rzuciła na nią zaklęcie, które właśnie znaleźliśmy. Przez nie Rose trafiła w ciężkim stanie do Św. Munga.
- Ja zabiję tego rudzielca. Nic więcej nie wiadomo co z Rose? - Blondyn zaprzeczył kiwając głową.
- Skąd wiesz, że ruda trafiła do Św. Munga?
- Bo sam ją zaniosłem do pielęgniarki. Znalazłem ją nieprzytomną na schodach. - Blondynka podeszła i uścisnęła Skorpiusa.
- Dziękuję. - Szepnęła.
- Nie ma za co. - Drank puściła chłopaka i wyszła z biblioteki.
- Jednak Gryffonki nie są takie złe co?
- Znalazłeś coś?
- Tak. To zaklęcie powoduje straszne męczarnie, po dwóch tygodnia ofiara zaklęcia nie wytrzymuje i umiera.
- Jest jakieś przeciw zaklęcie? - Zdenerwował się blondyn.
- Tak, wyrwałem stronę i od zaraz zacznę się go uczyć.
- Będziemy musieli dostać się do Rose.
- McGonagall miała załatwić ci odwiedziny rudej.
- I zaraz się o to upomnę. - Malfoy wyszedł z biblioteki i skierował się w stronę gabinetu dyrektorki.

*************

- Jak ją znajdę to zabije gołymi rękami. - Mówiła do siebie An idąc przez korytarz.
- Co się tak denerwujesz? - Do blondynki podeszła Kendra.
- Nie twój interes. - Zdenerwowała się blondynka
- Masz rację. - Spojrzała na nią i dodała. - Ale jestem ciekawa, a może nawet ci pomogę.
- Cóż za zaszczyt dla mnie, że Ślizgonka chce pomóc biednej Gryffonce.
- Skoro tak uważasz. Kogo szukasz?
- Lilly Potter.
- Zapytaj Loli, ostatnio widziałam je razem.
- Dzięki. - Blondynka szybko poszła do lochów. Z pokoju wspólnego wychodził akurat jakiś pierwszoroczny. An szybko weszła i skierowała się do dormitorium dziewczyn. Pukała po kolei do drzwi, ale nigdzie nie mogła znaleźć szatynki. W jednym z dormitorium znalazła Larise.
- Larisa, nie widziałaś Loli?
- Nie. - Szatynka powiedziała przez łzy. An podeszła do niej.
- Co się stało?
- To nie widziałaś plakatów jakie zrobiła Séraphin? A no tak nie było cię w szkole...
- Czemu się nią tak przejmujesz?
- Bo one może zrobić co chce z kim chce, posługuje się rodzicami jak marionetkami, w każdej chwili moi rodzice przez nią mogą stracić pracę.
- Musisz być silna i pokazać jej, że nie dasz się zastraszyć. Nie bądź wiecznie jej marionetką jak wiele osób. - Anabelle podeszła do niej bliżej i ją przytuliła. - Bądź silna.
- Dziękuję. - Do pokoju nagle weszła Lola.
- Szukałam cię wszędzie.
- Mnie?
- Gdzie jest Lilly?
- Po co ci mała Potter? - Lola spojrzała na nią podejrzliwie.
- Dowiedziałam się co zrobiła Rose i obiecuję, że zabije ją gołymi rękami.
- O nią się już nie martw. Leży nieprzytomna w starej klasie. - An spojrzała zdziwiona na Lole.
- Tylko komuś pomagałam, a ta mała wiewióra od kilku dni mnie denerwowała. Zasłużyła na to. - Blondynka pokiwała głową i wyszła z dormitorium.

****************

Skorpius szedł pospiesznie do gabinetu dyrektorki. Szybko powiedział hasło i wspiął się na samą górę po schodach. Zapukał i usłyszał ciche proszę.
- Panie Malfoy, już wysprzątaliście?
- Tak, tak. Ja w innej sprawie.
- Słucham. - McGonagall przerwała dotychczasowe zajęcie i spojrzała na blondyna.
- Co z moimi odwiedzinami Rose?
- Dzisiaj po obiedzie się wybieram porozmawiać z lekarzem.
- Idę z panią.
- O 14:00 pod drzwiami wejściowymi i proszę się nie spóźnić panie Malfoy. - Skorpius wyszedł uśmiechnięty. Chciał pomóc rudej jak i ją zobaczyć. Do obiadu zostało pół godziny, poszedł więc przejść się po błoniach. Szedł ścieżką jak najdalej od wszystkich ludzi. Zauważył drzewo pod którym siedział razem z Weasley. Mimowolnie skręcił w tamtą stronę. Odchylił lekko gałęzie i wszedł do środka. Usiadł na ziemi, opierając się o pień i lekko przymknął oczy. Uśmiechnął się na wspomnienie tamtego wieczoru, kiedy mógł być tak blisko Rose. Przytulić ją, poczuć jej słodki zapach perfum. W tamtej chwili zdał sobie sprawę, że nie zaliczy rudej. Nie potraktuje jej jak innych dziewczyn. Ona była wyjątkowa, nieosiągalna, przez co bardziej go do niej ciągnęło. Nie rozumiał nawet ich sporu. Kłócili się tak dla zasady, bo tak było kiedyś to i teraz musi. Przypomniało mu się pewne wspomnienie. „Miał wtedy 7 lat. Zobaczył niedaleko bawiące się dzieci. Postanowił do nich podejść. „Cześć jestem Skorpius. A wy?” wybełkotał. „ja cie znam, jesteś Malfoy” Powiedział najstarszy chłopak z niebieską czupryną, „Odejdź z tond.” Posłusznie odszedł. Usłyszał za sobą ciche truchtanie. Odwrócił się i zobaczył małą dziewczynkę o promiennej twarzy i krwisto czerwonych włosach. „Nie przejmuj się nim. Jestem Rosie.” Mała uśmiechnęła się szeroko do niego. „Jesteś Weasley?” „Tak.” Skorpius posmutniał. „Tata zabronił mi się z tobą zadawać. Jesteś zdrajcą krwi. Jesteś szlamą.” Po tych słowach blondyn odszedł zostawiając rudą dziewczynkę samą.” Nie wiedział jak zranił rudą. Dopiero teraz przypomniał sobie wyraz jej twarzy i łzy w oczach. Nienawidził jej bo tak mu kazali, a nawet jej nie znał. Może i jest Weasley, zdrajcą krwi, ale kogo to teraz obchodzi. No tak, jego rodzinę. Mimo, że jego ojciec nie chce podtrzymywać tradycji i wybierać żonę dla niego, to i tak liczył, że Skorpius znajdzie kogoś godnego nazwiska Malfoy. On nigdy nie przypuszczał, że to będzie akurat Rose. Ta mała żywa istotka podbiła jego serce. Spojrzał na godzinę. Miał 10 minut na dojście do zamku w wyznaczone miejsce przez McGonagall. Wstał i ruszył w stronę zamku.
- Proszę za mną panie Malfoy. - Wyszli z zamku i kierowali się do bramy wejściowej. - Za terenem Hogwartu teleportujemy się. - Powiadomiła go nauczycielka. Blondyn kiwnął tylko głową i szedł dalej za opiekunką domu lwa. Gdy byli poza bramą McGonagall wyciągnęła do niego rękę. Skorpius złapał ją. Obraz się rozmył, widział tylko niewyraźne plamy. Nagle wylądował na ziemi. Byli pod świętym mungiem. Poszedł za nauczycielką.
- Dzień dobry. Przyszłam porozmawiać z lekarzem o stanie mojej podopiecznej.
- Proszę tędy. - Poszli zgodnie za pielęgniarką. Weszli na drugie piętro i skierowali się na koniec korytarza. Przez szybę było widać, bladą jak biała pościel na której leżała, rudą dziewczynę. -Lekarz zaraz przyjdzie. - Poinformowała ich pielęgniarka. - Można wejść do pacjentki. - Dodała i szybko poszła na dół. McGonagall spojrzała na Malfoya i kiwnęła głową. Skor spojrzał na nią po czym podszedł cicho do drzwi. Wszedł do środka i usiadł na krześle stojącym koło łóżka.
- Hej Rosie. - Powiedział szeptem i uśmiechnął się. - Nie mam pojęcia czy mnie słyszysz i nawet nie wiesz jak głupią się czując tak gadając. - Złapał ją za rękę. - Nie martw się wiemy jak cię wyleczyć. Ashton robi wszystko żeby jak najszybciej nauczyć się przeciw zaklęcia. Wolał bym być na twoim miejscu żebyś nie musiała tak cierpieć. - Siedział koło rudej, trzymał ją za rękę i uśmiechał się delikatnie. McGonagall spojrzała na swoją podopieczną za szybą. Uśmiechnęła się na ten widok. Podeszła i lekko uchyliła drzwi.
- Panie Malfoy musimy już wracać. Rose musi wypoczywać. - Skorpius pokiwał głową i wstał. Nauczycielka czekała na niego na korytarzu. Blondyn podszedł do Rose i pocałował ją lekko w głowę.
- Wyleczymy cię. - Szepnął i poszedł w stronę drzwi. - Lekarze coś wiedzą? - Zapytał dyrektorki.
- Nie, jej stan jest stabilny, ale nadal się nie budzi. Mówią, że trzeba poczekać. - „Ona nie może czekać” pomyślał blondyn i razem z McGonagall skierował się w stronę wyjścia.

******************************************************************
Długo nic nie dodawałam wiem. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :) Zachęcam do komentowania ;) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz