poniedziałek, 10 lutego 2014

23. Masz o mnie aż tak złe zdanie?

Gdy tylko weszli do zamku Skorpius skierował się w stronę dormitorium. Miał nadzieję, że jego przyjaciel nauczył się już przeciw zaklęcia. Musieli pomóc Rose jak najszybciej, bo na pomoc lekarzy nie miała co liczyć. Czym bliżej był lochów tym bardziej się niepokoił. Wszedł do pokoju wspólnego. Usłyszał, że ktoś go woła. Zignorował to i poszedł szybko do dormitorium.
- Powiedz, że już to umiesz?- Powiedział blondyn kładąc się na łóżku.
- Co z Rose? - Ashton próbował zmienić temat.
- Stan jest stabilny, na razie, nadal jest w śpiączce. A wygląda jak trup. Jest tak biała jak jej pościel.
- Może lekarze już wiedzą co jej jest? - Powiedział z nadzieją przyjaciel.
- Mówią, że trzeba czekać. Rose nie ma czasu na czekanie. - Zdenerwował się. - Jedyną jej szansą na życie jesteśmy My. Musimy jej pomóc. Umiesz już to zaklęcie?
- Skor...
- Błagam tylko nie mów, że nie dasz rady stary.
- Dam, ale zaklęcie jest trudniejsze niż myślałem. Zajmie mi to więcej czasu.
- Ile?
- Nie mam pojęcia. Robię co w mojej mocy. Do tego czasu Rose jest skazana na lekarzy...
- Którzy nic nie robią! Każą jej czekać i leżeć, jak by miała tylko grypę! - Blondyn wstał i cisnął lampą w ścianę.
- Spokojnie. Dam radę. Obiecuję... - Skor spojrzał na przyjaciela ze smutkiem w oczach.
- Nie będę ci przeszkadzać. - Malfoy wyszedł na korytarz. Nie wiedział co za bardzo ze sobą zrobić. Nie miał ochoty na nikogo towarzystwo. Nagle zauważył blond piękność idącą w jego kierunku.
- Skorpius misiaczku. - Dziewczyna objęła blondyna i próbowała go pocałować, Malfoy jednak odchylił głowę.
- Séraphin nie mam ochoty teraz.
- Chyba sobie robisz ze mnie jaja. - Zdenerwowana stanęła przed nim i założyła ręce. - Unikasz mnie od kilku dni. Obmacujesz się z Larisą, a jak daje jej nauczkę to naskakujesz na mnie.
- Bo przesadziłaś...
- Zasłużyła na to! Mogła cię nie obmacywać!
- To była moja wina zrozum to!
- Mniejsza o to czyja wina. Ktoś musiał za to zapłacić. Potem widziałam cię spotykającego się z tą małą Potter.
- Dobrze wiesz jak z nią było.
- Nie skończyłam jeszcze więc mi nie przerywaj. Nie ważne jak z nią było. Olałeś mnie dla niej. A teraz uganiasz się za tym rudzielcem Weasley. Co mam zrobić żebyś w końcu mnie zauważył?! Przefarbować się na rudo?!
- Wiesz co najlepiej by było, gdybyś zrobiła?!
- Co?!
- Przestań być taką suką i puszczać się na lewo i prawo.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało. Zawsze gdy mnie chciałeś byłam dla ciebie.
- Zrozum, że zraniłaś moją przyjaciółkę.
- Ona nie była twoją przyjaciółką! Była moją, ale już nie jest! I zapłaci za to, że mi zabrała ciebie! Zemszczę się na jej rodzicach!
- Nawet się nie waż...
- Wiesz, że dla mnie to tylko jeden telefon, a jej rodzice zostaną wyrzuceni i nie dostaną nigdzie żadnej pracy. - Séraphin przymrużyła niebezpiecznie oczy. - Dałam im wszystko. Były lubiane, spędzały ze mną tyle czasu ile inni uczniowie tylko mogli pomarzyć. Ratowałam je z wielu kłopotów.
- W które sama je wpędzałaś. Nic nie dajesz za darmo. Jak dajesz to zabierasz, podwójnie. Wiesz ile razy przez ciebie one cierpiały? Ty jesteś tylko pustą Barbie zapatrzoną w siebie. Nie masz uczuć bo nigdy cię nimi nie obdarzono. Jesteś rozpieszczonym dzieciakiem. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego i lepiej uważaj. Twój jakikolwiek ruch w kierunku zwolnienia rodziców Larisy. To mój krok w kierunku zniszczenia twoich rodziców.
- Nie odważysz się. - Blondynka była pewna siebie.
- Nie testuj mnie. - Skorpius odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Séraphin podbiegła i odwróciła go w swoją stronę.
- Nie chce cię stracić. Kocham cię. - Objęła go.
- Czyli to jak puszczałaś się z innymi, okazywałaś mi miłość? Jesteś żałosna. - Malfoy wyrwał się jej i poszedł na dół. Séraphin poczuła się dziwnie. Nikt nigdy z nią nie zerwał. Do oczu napłynęły jej łzy. Czuła ból. Po raz pierwszy. Nie podobało jej się to uczucie. Nie podobało jej się to, że Skorpius tak ją potraktował, że miał na nią haczyk. Nie mogła nic zrobić. Pojedyncza łza poleciała jej po policzku. Szybko ją wytarła. Zobaczyła idącego w jej kierunku Ślizgona z 5 roku.
- Max skarbie. - Podeszła do niego i zaczęła go całować. - Idziemy do mnie. - Rozkazała i pociągnęła chłopaka w stronę swojego dormitorium.

************************

„Muszę coś zrobić”, Ashton myślał gorączkowo. Nie da rady nauczyć się tego zaklęcia tak szybko to nie możliwe. Przechodził przez korytarz, gdy nagle ukazały mu się drzwi. Rozejrzał się czy nikt go nie widzi i podszedł do nich. Uchylił je lekko i zajrzał do środka. Zobaczył siedzącą Anabelle a wokół niej krąg zapalonych świeczek. Siedziała po turecku z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Blondyn wszedł powoli i cicho zamknął drzwi. Dziewczyna mruczała jakieś niezrozumiałe mu słowa.
- et incendat, et incendat. - Chłopak podszedł bliżej. Zauważył, że An trzyma ręce nad niezapaloną świeczką. - et incendat. - Nagle świeczka zaczęła się palić. Zadowolona Anabelle otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Poczuła, że nie jest sama. Uśmiech zniknął z jej twarzy i machnęła ręką w kierunku gdzie znajdował się Ashton. Zrobiła szybki ruch ręką znowu w przód. W efekcie Ashton upadł przed nią. - Co tu robisz?
- Co to było? Co to za magia? Nie znam tych zaklęć. I gdzie masz różdżkę?
- Nie potrzebuje jej. Ta magia czerpie energie z żywiołów.
- Jak się tego nauczyłaś?
- Nie nauczyłam, jestem z rodu czarownic z Salem. Jedyne czego potrzebuję to żywiołów, ziemia, wiatr, woda, ogień. Dopiero praktykuję te magię.
- To jest niesamowite.
- Na początku było strasznie, ale przyznaję teraz jest to niesamowite. - Ahton rozejrzał się wokoło.
- Jesteśmy w pokoju życzeń.
- Tak i co?
- On się ukazuję osobą które bardzo tego potrzebują z zawartością w środku której właśnie potrzebujesz.
- Przyszedłeś robić mi wykłady o tym pokoju? - An spojrzała na niego jak na wariata.
- Nie, potrzebuję kogoś kto pomoże mi z zaklęciem. - Powiedział podekscytowany. - Które uratuję życie Rose... - Dodał szeptem.
- Ashton bardzo chciała bym ci pomóc i oczywiście Rose, ale jestem w tym zielona. A z tego co wiem z zaklęć jesteś lepszy ode mnie.
- Nie masz jakiegoś zaklęcia, by mi chodź trochę pomóc?
- Musisz nauczyć się go. W ostateczności, gdy Rose będzie brakować czasu, a ty nadal go nie opanujesz, pomogę ci utrzymać ją przy życiu tak długo jak się da. Ile Rose ma jeszcze czasu?
- Nie wiele. Powinniśmy rzucić na nią przeciw zaklęcie najpóźniej za dwa dni.
- Ok. A więc masz dwa dni do nauczenia się zaklęcia. Też zabiorę się za szukanie zaklęcia, które ci pomoże. - Podeszła do niego i złapała go za rękę. - Musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz o mnie.
- Obiecuję. -Ashton uśmiechnął się do blondynki.
- Idź, ucz się zaklęcia. - Ślizgon pokiwał głową i wyszedł z pokoju. An machnęła ręką i wszystkie świeczki w pokoju zgasły. Rozłożyła ręcę.
- et incendat, et incendat. - Zaczęła szeptać. Mocno się skupiła. - et incendat! - Otworzyła oczy. Ujrzała wszystkie świeczki zapalone. Uśmiechnęła się. Wzięła z ziemi księgę czarów i zaczęła ją kartkować. Po chwili znalazła to czego szukała. -Merge animis et corporibus in... - Zaczęła szeptać zaklęcie.

*******************

- Widziałeś gdzieś Anabelle? - Starszy Potter wpadł do Hugona, który leżał na łóżku i czytał książkę.
- Hej, u mnie dobrze dzięki, że pytasz.
- Nie przyszedłem tu żartować.
- Nie skądże nie przeszkadzasz mi w ogóle, w tej chwili nic nie robiłem.
- To widziałeś ją czy nie?
- Nie. A co ja jej niańka? A tak poza tym, to co chcesz od niej?
- Odkąd wróciła unika mnie. Widziałem ją raz, po czym uciekła. - James usiadł zrezygnowany na fotelu.
- Z tego co pamiętam jeszcze jakiś tydzień temu skakał byś z radości, że An nie plącze ci się pod nogami. - James zmieszał się lekko.
- No, ale wiesz może w tej chwili za moimi plecami próbuję znowu pogodzić Rose z Malfoyem.
- Coś mi się wydaje, że nie o to chodzi. - Hugo uśmiechnął się.
- To o co? - James nie był pewien czy chce słyszeć odpowiedzi, ale nie pokazywał tego po sobie.
- Ty się zakochałeś! - James aż wstał do niego.
- Nawet tak nie myśl rudzielcu! An to An nigdy mi się nie spodoba! Nie ma takiej opcji! - Po tych słowach wyszedł i trzasnął drzwiami.
- Ahh... miłość... - Hugo usiadł z rozweseleniem w fotelu i kontynuował czytanie książki.

******************

Szedł korytarzami zamku. Szukał drobnej blondynki, którą tak bardzo chciał teraz zobaczyć. W oddali zobaczył swojego przyjaciela.
- Lucas, widziałeś An?
- Nie, a coś się stało?
- Nie...
- Idziesz na błonia?
- Taa... - Poszli w stronę wyjścia na błonia. Gdy byli niedaleko James zobaczył Anabelle. - An zaczekaj! - Blondynka szybko ruszyła w drugą stronę, jednak chłopak był szybszy. Złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. - Dlaczego mnie unikasz?
- Nie powinieneś się cieszyć?
- Może i się nie lubimy, ale nigdy nie uciekałaś przede mną.
- To nie tak, że się nie lubimy. Chociaż właściwie to my się nienawidzimy... I nie unikam cie.
- Owszem unikasz.
- Co z tego, robię to od pierwszej klasy. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? - W oddali zobaczyła idącą Larise i Lole. - Hej Lola! - Krzyknęła do Ślizgonek, które momentalnie się zatrzymały. - Wybacz muszę już iść. - Uśmiechnęła się uroczo i popędziła do dziewczyn.
- Coś się stało? - Zapytała niepewnie Lola. Anabelle złapała ją pod ramię i pociągnęła w stronę zamku.
- Życie mi ratujecie. Unikam go cały dzień, ale on się przyczepił jak jakaś pchła. Nie daje mi spokoju.
- Skorpius cię szukał. Jest chyba w sowiarni.
- Ok. - An szybko poszła na górę. Ledwo wspinała się po ostatnich schodkach, gdy wreszcie dotarła na samą górę. „Jeżeli go tam nie będzie to go zabiję”. - Pomyślała i otworzyła drzwi. Przy oknie stał wysoki blondyn. - Szukałeś mnie?
- Tak. Słyszałem, że pomożesz Ashtonowi nauczyć się zaklęcia.
- Tak. - „A więc tak mu powiedział”. - Chce pomóc Rose tak samo jak wy, bo jest moją przyjaciółką. - Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Co?
- Zastanawiam się nad czymś...
- Nad czym?
- Czemu tak ci zależy, by pomóc Rose? Jeszcze miesiąc temu cieszył byś się z jej stanu.
- Masz o mnie aż tak złe zdanie?
- Tak. - An stanęła z założonymi rękoma.
- Rose jest dla mnie ważna tak samo jak dla ciebie. Chce jej pomóc bo czuję, że jestem jej to winien. - Skorpius wyminął Anabelle i popędził szybko na dół. An usiadła na oknie. Spojrzała za nie i myślała nad słowami Malfoya.

--------------------------------------------------------------------------
Bardzo liczę na aktywność z waszej strony w formie komentarzy, bo to naprawdę daje poczucie, że ktoś to czyta i nie robię tego bez sensu ;) Czekam na wasze opinie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz