piątek, 14 marca 2014

24. To takie przereklamowane.

Hej kochani!
Chciała bym wszystkim którzy nadal czytają tego bloga podziękować.
Dzisiaj już mija rok od założenia go!
Mimo, że nie było dużo komentarzy cieszyłam się jak ktoś napisał coś pozytywnego.
Mam nadzieję, że dalej będziecie go czytać ;)
A teraz was nie zanudzam już i zapraszam na taki wyjątkowo długi rozdział ;)
W pewnym momencie pojawi się link z muzyką, zachęcam do włączenia jej przy czytaniu, by nadać większych emocji ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Minęły dwa dni od spotkania An i Ashtona w pokoju życzeń. Dzisiaj musieli iść do Rose i rzucić na nią przeciw zaklęcie. Inaczej to mogło się źle skończyć dla rudej. Skorpius po śniadaniu skierował się do gabinetu dyrektorki. Zapukał i nie czekając na odp wszedł.
- Dzień dobry pani dyrektor. - Uśmiechnął się uroczo.
- Dzień dobry panie Malfoy. Co pana do mnie sprowadza? - Skorpius usiadł na jednym z foteli stojących przed jej biurkiem.
- Czy jest szansa na odwiedzenie dzisiaj Rose? - Podniósł pytająco brew.
- Myślę, że była by taka możliwość. Ale dzisiaj nie mogę z tobą iść.
- A więc z kim mam iść?
- Z profesorem Danem. Znasz go, masz z nim Astronomię.
- Tak wiem... kiedy idziemy?
- Za godzinę pod wejściem głównym. - Malfoy pokiwał głową i wyszedł. Skierował się do pokoju życzeń, gdzie siedziała An i Ashton.
- I jak?
- Mamy godzinę. Idzie z nami nauczyciel Astronomii. - An prawię podskoczyła z podekscytowania. - Nie ciesz się tak i tak nie będzie wiedział, że tam jesteś. - Blondynka spiorunowała go spojrzeniem. Wpatrywała się chwilę w niego z przymrużonymi oczami. Skor złapał się za głowę. Z bólu aż zasyczał. Ashton spojrzał na Anabelle.
- Dość. - Szepnął do niej. An rozluźniła się, a Skorpius poczuł ulgę. Wyprostował się i zwrócił do Ashtona.
- Ashton umiesz już zaklęcie? - Przyjaciel spojrzał na niego wyczekująco.
- Muszę jeszcze chwilę poćwiczyć.
- To ja idę się przebrać. - Blondyn wyszedł zostawiając An i Ashtona samych.
- A więc jaki masz plan?
- Połączę się z Rose. - An wyciągnęła z torby szczotkę Rose. Ashton spojrzał na nią zdziwiony. - No co potrzebuję krwi, włosów lub cokolwiek bliższego Rose. - Wyjęła kilka włosów i położyła na chusteczce przed nią. Wyrwała kilka swoich i położyła na tej samej chusteczce. W pokoju pojawiło się sporo świec. -et incendat. - Wyszeptała i wszystkie świeczki rozpaliły się jasnym ogniem. Usiadła na podłodze i odetchnęła głęboko. -In utroque eadem sentire, minatur aliquis duorum. - Wyszeptała. Po chwili świeczki wybuchły ogniem. Włosy rude i blond na chusteczce, złączyły się, a po chwili zaczęły palić. Gdy ogień zgasł zostało tylko trochę popiołu. Świeczki wokoło uspokoiły się. - Już.
- I to nam pomoże?
- Szczerze? Nie. Rose będzie się tak długo trzymać przy życiu jak ja, a ja tak długo jak ona.
- Więc jak Rose umrze ty...
- Ja też. - An zaczęła kartkować księgę. - Mam jeszcze jedno zaklęcie, które nam pomoże. - Pokazała księgę Ashtonowi.
- Co to za zaklęcie.
- Gdy jesteśmy z Rose połączone to zaklęcie pozwoli mi kontrolować jej serce, by nie przestało pracować. Utrzyma ją przy życiu, ale nie na długo. Twoje przeciw zaklęcie musi zadziałać. - Gdy to mówiła zrobiła nacisk na musi. Ashton czuł powagę zadania, które mu powierzono. Stresował się, że mu nie wyjdzie i to będzie jego wina, że Rose i An zginą. - Jesteś gotowy?
- Tak. - W drzwiach pojawił się Skorpius. Był ubrany w szary podkoszulek i wytarte dżinsy. Wycelował w nich różdżką i rzucił zaklęcie kameleona.
- Pamiętajcie, że gdy będziemy się teleportować musicie złapać mnie za rękę. - Zrobił chwilę przerwy. - I nie wydawać żadnych dziwnych dźwięków. - Spojrzał w miejsce, gdzie przed chwila stała An.
- Czemu patrzysz się na mnie? - Zapiszczała blondynka.
- Muszę ci odpowiadać?

- Nie. - An złapała Ashtona za rękę i razem poszli za Malfoyem. Gdy dotarli pod wejście główne Dan już na nich czekał. - Po raz pierwszy się nie spóźnił. - Wyszeptał Skorpius. - Dzień dobry profesorze.
- Dzień dobry Skorpius. Gotowy?
- Tak. - Poszli razem w stronę bram Hogwartu, gdy byli już za nimi nauczyciel Astronomii zatrzymał się.
- Złap mnie za rękę. - An szybko złapała Skorpiusa. Dan dodał. - Dziwna prośba. - Blondyn wykonał jego prośbę. Po chwili wszystko wokoło zawirowało. Widzieli tylko kolorowe plamy. Po chwili upadli niezgrabnie pod Świętym Mungiem. - Jesteśmy. - Ucieszył się i puścił Skorpiusa. - Ok, masz tu pozwolenie od McGonagall na spotkanie z Weasley. Ja będę w mieście. Spotkamy się za godzinę. - Skorpius pokiwał głową i wszedł do szpitala. Za nim cały czas szła An i Ashton.
- Dzień dobry. - Malfoy podszedł do pielęgniarki, która ostatnio zaprowadzała go do Rose. Podał jej kartkę. Przez chwilę była zamyślona. Po chwili oddała mu kartkę.
- Chodź za mną. - Zaprowadziła go na to samo piętro do tej samej sali.
- Dziękuję. - Wyszeptał i wszedł do środka, a za nim An i Ashton. Blondyn zdjął z nich zaklęcie i zasłonił okna i drzwi w sali. Zamknął drzwi i odwrócił się. - Gotowi? - Anabelle i blondyn kiwneli zgodnie głową. - To zaczynamy. - Skorpius odsunął łóżko, wziął Rose na ręce i położył na podłodze. Stanął przy oknie, by nie przeszkadzać im. Ashton stanął naprzeciwko Rose. An chodziła po pokoju i rozstawiała świece. Gdy skończyła stanęła koło Rudej i wyciągnęła nad nią ręce. 

- Gotowa? 
- Tak.
- Libertas. - Wyszeptał Ashton i zaczął machać różdżką w różnych ruchach. An w tym samym momencie powtarzała zaklęcie trzymają ręce nad rudą.
- Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie. Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie... - Nic się nie działo. An nie przestawała, a Ashton znów wypowiedział zaklęcie.
- Libertas. - Zaczął w tych samych gestach wymachiwać. Z różdżki wydobyło się żółte światło. Nagle zaczęło coś pikać. Skorpius spojrzał na monitory od których odchodziły kabelki przyklejone do serca Rose. Linie stawały się coraz mniej górzyste. Po chwili usłyszeli długie pikanie i linie stały się proste.
- Tracimy ją! - An ledwo trzymała się na nogach i ciężko jej się oddychało.
- Et incendat! - Wykrzyknęła i wszystkie świeczki rozpaliły się. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie – Wyszeptała. Znów wybuchły dużym ogniem. Skorpius nie wiedział do końca co się dzieje. Serce Rose zaczęło znowu bić. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie! - W pokoju zaczął wiać wokół Anabelle duży wiatr. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie... - Anabelle zaczęła lecieć krew z nosa i ledwo trzymała się na nogach. Po chwili upadła na kolana. Skorpius rzucił zaklęcie wyciszające. - Volo ponere vitam, mortem et fallere hodie. - An zaczęła ciec bardziej krew z nosa. Rose zaczęła przybierać kolorów. Jej serce biło normalnym rytmem. - Tactus sentitur ab uno, unus ex duobus corporibus separari. - Blondynka zaczęła krzyczeć z bólu. Rose powoli poruszyła ręką i zaczęła otwierać oczy. An uśmiechnęła się na ten widok i po chwili upadła na ziemie. Ahton podbiegł do niej. Była nie przytomna. Rose przekręciła głowę i zobaczyła swoją przyjaciółkę. Oparła się na łokciach, by lepiej widzieć co się stało.
- Anabelle! Co się stało?! - Skorpius podszedł do Rose.
- Ona uratowała ci życie. - Rose spojrzała przerażona na niego. Klęknęła przed An.
- An, obudź się! Proszę otwórz oczy! - Ashton przyłożył rękę do jej tętnicy.
- Nie czuję tętna. - Rose zaczęły płynąc łzy. Złapała ją za rękę.
- Proszę otwórz oczy. Musisz żyć! - Ruda wybuchnęła płaczem. Malfoy usiadł przy Rose i objął ją ramieniem. - Nie, nie! - Rose oparła się głową o leżącą przyjaciółkę. Łzy płynęły jej strumieniami. -An, proszę obudź się. - Wyszeptała.
- Mówiłeś, że An połączyła siebie i Rose, więc co teraz stanie się z Rose.
- Na końcu wypowiedziała Tactus sentitur ab uno... coś tam. Rozumiem z tego tylko tyle, że rozłączyła tą więź. - Skorpius odsunął Weasley od ciała blondynki i przytulił do siebie. Ruda wtuliła się w niego. Patrzyła na blade ciało przyjaciółki, a łzy nadal płynęły jej po policzku.
- Nie mogę jej stracić. - Łkała Rose. „To się nazywa przyjaźń, oddała za rudą życie” pomyślał Skorpius. Ashton położył głowę An u siebie na kolana, a po policzku poleciały mu łzy. Nie mógł uwierzyć, że to się stało. Oczywiście wiedział, że istnieje takie ryzyko, ale miał nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie. Jednak życie to nie bajka. Rose podeszła do niego i przytuliła go. Ashton spojrzał na nią, jednak nadal gładził An po głowie. Rose złapała blondynkę za rękę.
- Dziękuję. - Wyszeptała. Oczy znowu ją zapiekły i poleciały łzy. Nie mogła pogodzić się z faktem, że jej przyjaciółka przez nią nie żyje. Spojrzała na Malfoya, który właśnie wycierał płynącą mu po policzku łzę. Podszedł do rudej. Rose wstała i przytuliła go.
- Tak mi przykro. - Szepnął w jej rude włosy. Nagle Anabelle gwałtownie usiadła z przerażeniem w oczach i zaczęła kaszleć.
- An! - Rose rzuciła się na nią i przytuliła. Kaszlnęła jeszcze kilka razy i przytuliła się do Rose.
- Umieranie jest do dupy. - Rose zaśmiała się i wtuliła się mocno w przyjaciółkę.
- Nie strasz mnie tak więcej. - Razem śmiały się i przytulały. - Zabieracie mnie do Hogwartu?
- Nie, ale doprowadzimy ten pokój do porządku i wezwiemy lekarza. Wyjdziesz najpóźniej jutro rano. - Skorpius uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Weasley wstała i przytuliła się do niego.
- Dziękuję. - Malfoy przytulił ją.
- Nie ma za co Lisica. - Ashton zaczął chodzić po pokoju i sprzątać zaklęciami. An zbierała świece do torebki. - Musisz się ogarnąć, bo lekarze skapną się, że płakałaś. - Skor wyciągnął różdżką i skierował ją w Rose. Wyszeptał zaklęcie i ruda znowu wyglądała normalnie. Weasley skierowała się do łóżka, które przed chwilą Ashton przesunął. Skorpius zdjął zaklęcie uciszające, otworzył drzwi i rzucił zaklęcie kameleona na Ashtona i An. An poodsłaniała okna i drzwi, a Skorpius wyszedł i skierował się po doktora. Szybko wrócili. Doktor przebadał Rose.
- Wszystko jest już bardzo dobrze. Jesteś zdrowa. - Uśmiechnął się. - Zawiadomię McGonagall i już dzisiaj wieczorem będziesz w Hogwarcie. - Ruda uśmiechnęła się na te wieści.
- Zobaczymy się w zamku. - Skorpius podszedł i przytulił ją po czym wyszedł, a za nim An i Ashton. - Musimy zrobić dla Rose imprezę powitalną. - Szepnął do nich i wyszedł ze szpitala. Czekał tam już na niego Dan.
- Gotowy? - Ashton złapał An za rękę, a ona złapała Malfoya.
- Tak. - Skorpius złapał nauczyciela i obraz się rozmył. Wylądowali nieprzyjemnie pod bramami Hogwartu. W ciszy weszli do zamku.
- Do widzenia Skorpius.
- Do widzenia. - Dan poszedł w stronę błoni, za to Skorpius zdjął zaklęcie Kameleona i pobiegł do McGonagall.
- Wszystko w porządku? - Zmartwił się Ashton.
- Tak.
- Musisz zmyć z twarzy tą krew bo pomyślą, że jesteś wampirem. - An zaśmiała się i poszła na górę. W połowie schodów odwróciła się i pomachała blondynowi. Ashton uśmiechnął się i poszedł w stronę lochów. Skorpius wszedł bez pukania do McGonagall.
- O, pan Malfoy. Miałam nadzieje pana zobaczyć. Właśnie przyszła sowa ze szpitala. Rose już dzisiaj wraca. Jakimś cudem wyzdrowiała. - Spojrzała podejrzanie na blondyna. Ten tylko uśmiechnął się.
- Ja właśnie w tej sprawie. Co by pani dyrektor powiedziała na imprezę powitalną dla Rose?
- Imprezę?
- Takie trochę większe spotkanie. - Uśmiechnął się.
- Bardzo bym chciała uczcić powrót Rose do zdrowia, lecz niestety nie mogę się zgodzić na jakieś imprezy.
- Ale...
- Przykro mi. Jeżeli to już wszystko to przepraszam, ale mam dużo pracy. - Wskazała mu ręką drzwi. Blondyn wyszedł posłusznie. Szybko skierował się do lochów. Wszedł do dormitorium i usiadł w fotelu naprzeciwko Ashtona. Ashton siedział jakiś przygnębiony.
- Co to za mina? Przecież nam się udało. - Blondyn nalał sobie ognistej w szklankę i wypił naraz. - Ashton tylko uśmiechnął się lekko. Blondyn spojrzał na niego podejrzanie. - Co jest?
- Martwię się o An. Jak dla początkującej, drobnej czarownicy, takie zaklęcia to sporo.
- Ale przecież wszystko w porządku, wróciła do żywych...
- No właśnie, jak to się stało? - Zastanawiał się Ashton. Spojrzał na zamyślonego przyjaciela. - Jak z imprezą?
- Ta jędza nie pozwoliła. - Uśmiechnął się łobuzersko Skor.
- Ale tobie to chyba nie przeszkadza?
- Mamy zapas alkoholu, możemy sami zrobić potajemną imprezę.
- Ale gdzie? - Spojrzał pytająco.
- Tam gdzie nauczyciele nigdy nas nie znajdą. - Uśmiechnął się i wstał
- Pokój życzeń?
- Czytasz mi w myślach. - Wziął z biurka pergaminy i odwrócił się do przyjaciela. - Musimy wysłać zaproszenia do osób ważnych dla Rose żeby przyszły. To będzie impreza niespodzianka. - Ashton uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek i wstał.
- Dobra to ty się tym zajmij, a ja idę zobaczyć co u Anabelle. - Skor pokiwał głową i zabrał się do pracy. Blondyn szedł szybkim krokiem. Wszedł do szatni na boisku i wziął jedną z mioteł. Wyszedł na boisko i wzbił się w powietrze. Skierował się w stronę okna An. Zapukał kilka razy, gdy blondynka mu otworzyła wleciał do środka. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. - Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- To już nie można wysłać sowy, tylko wbijasz mi się przez okno? - Zaśmiała się.
- To takie przereklamowane. - Spojrzał na nią poważnie. - Jak się czujesz?
- Już o wiele lepiej, dziękuję. - An podeszła i się przytuliła.
- Wiem, że to głupie pytanie, ale... Jak ci się udało z powrotem wrócić do żywych.
- Powiem tylko tyle, że niedługo będę tego żałować. - Ashton spojrzał na nią pytająco. An tylko zerknęła na niego. Przybliżył się do niej, podniósł jej głowę i spojrzał w oczy. An spojrzała ukradkiem na jego usta. Zbliżyli się. Ashton delikatnie musnął jej usta, w oczekiwaniu na zgodę. An odwzajemniła. Zaczęli delikatnie. Blondynka przytuliła bardziej ślizgona i wtopiła rękę w jego włosy. Ashton błądził ręką po jej plecach. Ich pocałunki stały się bardziej zachłanne i namiętne. Po chwili odsunęli się od siebie. Ahton spojrzał niepewnie na blondynkę. An uśmiechnęła się do niego. - To jak z tą imprezą? - Szepnęła.
- Skorpius robi prywatną w pokoju życzeń. - An szerzej się uśmiechnęła i znowu pocałowała chłopaka.

***********************

Skorpius szedł po schodach. Pod portretem grubej damy stała już Rose w białej sukience przed kolana z kokardą na plecach i włosach związanych w wysoki kucyk. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Co to za niespodzianka?
- Zobaczysz. - Stanął za nią i związał jej oczy chustką. - Idziemy. Przytulił Rose i prowadził do pokoju życzeń. Gdy weszli Weasley zdjęła wstążkę. Wszyscy wyskoczyli i krzyknęli.
- NIESPODZIANKA!! - Rose uśmiechnęła się i zaczęła się ze wszystkimi witać. Zaczęła grać muzyki, a alkohol lał się strumieniami. Wszyscy tańczyli i się dobrze bawili. Wśród nich była gdzieś Rose. Skorpius szukał ją pośród tłumu. Gdy ją zobaczył, podszedł i pociągnął ją na taras.
- Jak się bawisz? - Uśmiechnął się do niej.
- Dobrze, dopóki mnie nie zabrałeś. - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Brakowało mi docinków Lisicy. - Zaśmiał się. Rose podeszła do niego i złapała go za rękę.
- Wtedy w szpitalu, gdy byłeś chyba pierwszy raz. Gdy byłam nie przytomna. Było tak jakoś dziwnie. Mimo że byłam nieprzytomna i nie potrafiłam się obudzić, słyszałam co do mnie mówiłeś. - Skor lekko nabrał rumieńców. 
- A co dokładnie słyszałaś?
- Że głupio się czujesz tak do mnie mówiąc. - Zaśmiała się. - I że wolałbyś być na moim miejscu, żebym tak nie cierpiała... - Dokończyła szeptem. Po czym spojrzała na niego. - Jesteś zupełnie inny niż się spodziewałam. Dzisiaj widziałam jak wycierałeś łzy.
- Poznałaś czułego Malfoya. Teraz się dobrze zastanów jak wykorzystać tę wiedzę przeciwko mnie. - Uśmiechnął się. Rose zaśmiała się.
- Nie zrobię tego. - Skor spojrzał na nią zdziwiony. - Zastanawiam się tylko czemu to ukrywasz?
- Bo tak jest łatwiej. - Powiedział bez emocji. - poza tym jestem Malfoy, wiesz nazwisko zobowiązuje mnie do bycia jak skała bez uczuć.
- A jednak je masz no popatrz. - Uśmiechnęła się. -Nie miałam wcześniej okazji.
- Na co? - Spojrzał na nią pytająco.
- Na podziękowanie ci.
- Nie mi powinnaś dziękować, tylko Ashtonowi, a przede wszystkim An.
- Ty byłeś przy mnie, gdy to się stało. Ty mnie zaniosłeś do pielęgniarki. I to ty się dowiedziałeś co mi się stało. Gdyby nie ty, nikt by nie wiedział co się ze mną dzieję, a wtedy...
- Nie wracajmy do tego. - Rose kiwnęła głową.
- Dziękuję. - Podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Spojrzał jej głęboko w oczy i przyciągnął do siebie. Rose bez oporu przytuliła go i pocałowała. Uśmiechnęła mu się w usta i ponowili pocałunek. Nagle przybiegł Ashton. Dwoje zakochanych odskoczyło od siebie jak poparzeni
- Coś się stało? - Spytał zdezorientowany Malfoy.
- Rose, Lucas cię szuka. - Skor odetchnął zrezygnowany. Rose spojrzała na niego przepraszająco i wróciła do pokoju. - Co tu się stało? - Przyjaciel uśmiechnął się.
- Nie interesuj się tyle. - Powiedział Skorpius i wrócił do pokoju.

*****************

Rose podeszła do Lucasa i przytuliła się. Chłopak od razu odwzajemnił uśmiech.
- Tęskniłem za tobą. - Ruda nic nie odpowiadając pocałowała go. Czuła się dziwnie z myślą, że przed chwilą całowała Malfoya. Poszli razem tańczyć. Całej sytuacji przyglądał się stojący pod ścianą Skorpius. Nie był zły na nią, w końcu to jej chłopak. Bardziej był zły na siebie, że tak mu przy niej odbija. Rose pociągnęła Lucasa i wyszli z pokoju życzeń. Skierowali się na błonia.
- Czemu tu przyszliśmy? - Zapytał nie pewnie.
- Tam było głośno i tłoczno, a ja chciałam porozmawiać z tobą sam na sam.
- Coś się stało?
- Tak. Lucas, kocham cię, ale nie tak jak powinnam. Jesteś dla mnie jak przyjaciel i uwielbiam spędzać z tobą czas, ale jesteś za idealny. Potrzebuję w związku trochę kłótni, godzeń się, takiej spontaniczności. Z tobą było dobrze, ale nie tego oczekuję od chłopaka. Poza tym nie chce cię ranić będąc z tobą i myśląc o innym. Dlatego chce to zakończyć. - Lucas odetchnął.
- Dzięki bogu.
- Co? - Rose stanęła z założonymi rękoma. - Co powiedziałeś?
- Rose po prostu nie kocham cię, nawet mi się nie podobasz. Musiałem to zrobić bo twój kuzyn mnie poprosił.
- A jaką korzyść miał z tego James?!
- Chciał żebyś trzymała się z dala od Malfoya, więc...
- Rozkochałeś mnie w sobie! - Odwróciła się tyłem łapiąc za głowę. - Jak go spotkam to go zabiję. - Odwróciła się gwałtownie. - A ty zginiesz pierwszy! - Powiedziała z łzami w oczach.
- Rosie spokojnie.
- Nie masz prawa mówić do mnie Rosie! Jak w ogóle mogłeś się zgodzić na taki beznadziejny plan?! Ile byś to ciągnął?! Jak by James chciał to co, wziął byś ze mną ślub?!
- Bez przesady zerwał bym z tobą. - Nagle Lucas zachwiał się i złapał za czerwony policzek.
- Jesteś dupkiem! Tak samo jak on! Jeszcze większym niż Malfoy i wszyscy ślizgoni razem wzięci! Przed tobą James powinien mnie chronić, a nie przed nim! - Rose odwróciła się i zaczęła biec.
- Rose! - Usłyszała za sobą. Pobiegła dalej. Wzięła z pokoju wspólnego ślizgonów dwie ogniste Whiskey i poszła nad jezioro. Lucasa już nie było. Zaczęła pić i płakać. Łzy mieszały jej się z alkoholem. Było już późno. Impreza dla Rose, w której nie uczestniczyła, skończyła się i wszyscy rozeszli się do dormitoriów. Skor chodził po zamku i szukał rudej. Zobaczył ją idącą chwiejnie przez jeden z korytarzy. Poszedł za nią po drodze zbierając jej szpilki. Gdy był blisko złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. Była cała zapłakana i pijana.
- Co się stało? Gdzie ty byłaś?
- Tu i tam... - Zachwiała się lekko.
- I skąd miałaś alkohol, bo na imprezie cię nie widziałem odkąd wyszłaś z Lucasem. - Na dzwięk imienia byłego chłopaka Rose poleciały łzy. Skor przytulił ją do siebie. - Chodź do dormitorium.
- Nie. - Zaprzeczyła. - Chcę tańczyć. - Uśmiechnęła się uroczo. - Skor uśmiechnął się i pokręcił głową. Podeszła do niego bliżej i przyciągnęła jego twarz do swojej. Pocałowała go namiętnie. Skorpius odsunął ją lekko od siebie.
- Jesteś pijana.
- Nie prawda!
- Chodź. - Blondyn podszedł do niej i wziął ją na ręce i zaniósł do swojego dormitorium. Ashtona tam nie było z czego Skor się ucieszył. Położył Rose na swoim łóżku i podszedł do szafy. Wyjął jedną ze swoich koszulek i podał rudej. - Masz przebież się. - Rose niezręcznie próbowała zdjąć sukienkę, ale na marne. Chłopak podszedł i pomógł Gryffonce. Spojrzał na jej śliczne szczupłe ciało i włożył na nią swoją koszulkę. Rose pociągnęła go do siebie i pocałowała. Leżeli tak razem wtuleni w siebie, co chwilę całując się. Odsunął lekko Weasley i podszedł do mini barku nalał sobie ognistej w szklance. Spojrzał na łóżko. Jasne ciało Rose, pięknie lśniło w blasku księżyca, jej niewinna dziecinna twarzyczka, leżała słodko wtulona w poduszki. Leżała tak spokojnie. Skorpius przypomniał sobie jak zobaczył ją w szpitalu, bladą i bez życia, jaki poczuł wtedy ból, myśląc o tym, że może ją stracić. Odłożył szklankę i położył się koło niej. Rosie wtuliła się w niego jak w ulubionego misia i zasnęła. Malfoy spojrzał na nią i czuł, że ma wszystko czego potrzebował, a potrzebował właśnie tego małego rudzielca.

2 komentarze:

  1. To takie..WOW. :o :D
    Piosenke wybrałaś niesamowicie! Nie wyobrazam sobie w tym momencie czegos innego! :))))
    Cały rozdział cudowny, pisz więcej takich, chociaż wiem, że ten był wyjątkowy! :))
    Dwa razy łzy mi napłynęły do oczu.. Dzięki tym scenom i piosence.!
    Wow... I tyle.! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. A i jeszcze..
    Lucas to fiut.!
    Ashtona kocham <3
    A śmierć Any była tak bardzo wzruszająca..;c <3

    OdpowiedzUsuń